Było tak tu cicho i chłodno, ale swojsko mimo niepokoju jaki wisiał w powietrzu. Był to jednak niepokój tylko pozorny, bo przecież nic nie mogło stać się złego w tym zaciszu, w którym przebywała mała dziewczynka o imieniu Lili.
Siedziała niczym księżniczka przed lustrem w kusym ubranku. Taka mała, a taka już duża, bo jej twarz, mimo dziecinnych jeszcze rysów była pomalowana i sprawiała wrażenie o wiele starszej niż była w rzeczywistości.
Czy idziesz na występy? - spytała Aniela zaglądając do pokoju.
Aniela była ciocią Lili i bardzo kochała swoją siostrzenicę.
To nie twoja sprawa - powiedziała niegrzecznie Lili nie odrywając wzroku od lustra.
Lustereczko, powiedz mi, czy moje brwi są piękne, czy mają być, czy nie - przemknęła przez chwilę myśl w głowie Lili i niewiele już myśląc, złapała maszynkę i zaczęła je golić.
Co robisz ! - zawołała Aniela wystraszona jej zachowaniem.
Nie rób tego!
Odejdź i nie przeszkadzaj mi - wykrzywiła Lili usta w gniewnym grymasie i w tym samym momencie nieostrożnym ruchem skaleczyła się, przejeżdżając po brwi ostrzem jaki trzymała w dłoni.
Dziecko moje leci ci krew - zawołała poruszona Aniela.
To przez ciebie – skrzywiła się Lili.
Daj, zmyje ci ją – Aniela niezrażona złapała flakon z wodą i chciała jej wytrzeć krew, lecz Lili odepchnęła ją i Aniela przewróciła się, rozbijając głowę o kant stołu.
Teraz i jej leciała krew z głowy, lecz na szczęście upadek okazał się niegroźny i Aniela szybko podniosła się z podłogi o własnych siłach.
Do pokoju weszła mama Lili.
Co tu się dzieje?
Co to za krzyki?
Zawołała, widząc podnoszącą się Anielę i okaleczoną córkę.
Ona mi przeszkadza, odpowiedziała Lili, wskazując palcem na Anielę, krzywiąc się przy tym z jedną brwią uniesioną do góry, drugą z krwawiącą raną.
Zbulwersowana mama w pierwszej chwili nie wiedziała, co zrobić i co o tym myśleć.
Po chwili namysłu zawołała o pomoc,
Wiedziała, że zawsze może liczyć na Danę, która na wszystko miała radę i była niezwykle pomocną osobą. I w tym wypadku natychmiast przybiegła i zaopiekowała się obiema pokrzywdzonymi oraz uspokoiła mamę, która była zestresowana całą tą sytuacją.
Dziękuję, zawsze mogę na ciebie liczyć, wyszeptała mama z lekkim mimo wszystko przekąsem. .
Zawsze wolała sama radzić sobie w takich, czy innych sytuacjach. I chociaż wiedziała, że Dana jest chętna do pomocy, to ta pomoc często ją przerastała i męczyła.
Mimo to czasem zwracała się o pomoc podobnie jak w tej sytuacji.
To nic takiego, w końcu mieszkam u was - stwierdziła Dana skromnie i wyszła do swych zajęć.
Dana była w podeszłym już wieku, ale mimo to była czynną i pracowitą osobą, zawsze chętną do pomocy. Takie było jej całe życie pełne zainteresowań, zamiłowań i chęci pomagania innym . Zawsze była aktywna. Prowadziła bujne życie towarzyskie i obecnie jeszcze bardziej rozwinęła się w niej ta cecha charakteru, która tworzyła z niej uczynną osobę.
Najważniejsze dla niej były dobre, wspólne relacje i zawsze miała to na uwadze.
Trochę ją tylko dziwił obecny świat.
W jej mniemaniu bardzo różnił się od czasów, które tak dobrze wspominała i pamiętała Przecież tak niedawno, niemal wczoraj było tak inaczej, tak swojsko w gronie osób, których już nie ma w pobliżu, ponieważ w większości rozjechali się po świecie lub odeszli z tego świata. Tak wiele się zmieniło na jej oczach, tak wiele osób odeszło, tylko zdjęcia i pamięć po nich pozostała. Trudno o tym myśleć i trudno zapomnieć, ale wiedziała, że to jest nieuniknione. Koniec kropka i tylko wspomnienie pozostaje, które z czasem zaciera się, lecz mimo to pamięć nigdy nie gaśnie i przy każdej okazji powraca.
Przemyślenia jej przerwał gwar dobiegający z ulicy.
Za oknem wrzało.
To grupa dziewcząt i chłopców podążała miastem i wszyscy ustępowali im z drogi.
Szli pewnym krokiem, ze śmiechem i wrzawą, bo nic nie mogło stanąć im na drodze. Szli, dokazując przy tym głośno.
To idzie młodzież, jeszcze niemal dzieci, a już niczym dorośli - świta tego świata.
Oni rządzą, są siłą tego świata. Ich są miasta, ulice, tak się czują, pewni swej siły, swego miejsca na ziemi .
Młodzi i najważniejsi, nic nie może stanąć im na drodze.
Taki obraz przetaczał się przed oczyma Dany.
Wrzawa, brawura, zabawa.
Lila również obserwowała ich z okna, wychylając się niebezpiecznie i po chwili zawołała - idę z wami!
To chodź- usłyszała z dołu.
Niewiele myśląc wybiegła z pokoju, by dołączyć do grupy. Wygląd jej był dość żałosny, gdy nie zważając na bliskich, z jedną brwią i rysą krwi na drugiej dołączyła do grupy. Znała ich i miała podobne zainteresowania. Właśnie takie, jak cała grupa przelewająca się ulicą - iść, aby do przodu. Nieważne gdzie nogi poniosą, aby w grupie podobnych osób, w grupie młodych, którzy mają swoje prawa i… obowiązki.
Któż myślałby o obowiązkach, jak porywa go cud młodości ?
Młodość - to ich czas, ich prawo, iść przed siebie, cieszyć się życiem i rządzić światem.
Tacy młodzi, tacy piękni – kto im zabroni, kto stanie na ich drodze, kto poprowadzi ?
To nieważne.
Ważne jak wyglądają, co myślą, co czują, ważne, by wyróżniać się z tłumu, w którym każdy ma jakiś znak rozpoznawczy, szczególny dla siebie.
Młodość i brawura to jest to, co ich tworzy, to jest to, co tworzy ich świat pełen bajecznych barw, magii, iluzji.
Iść i wykrzyczeć, wyrazić siebie bez strachu i pomysłu na jutro. Ważne tu i teraz, ważne dziś, jutro samo przyjdzie i nastąpi, nieważne gdzie, ważne jak i z kim.
Każdy w tej grupie ma to coś, co upodabnia, co łączy- wygląd i młodość, reszta się nie liczy, ważne, by być sobą, pewnym swego wyglądu. Ważne, by wyróżniać się swą inności i łączyć, upodabniać młodością, która scala. Być sobą, wyróżniać i upodabniać zarazem młodością i siłą z niej czerpaną. I to jest piękne, bo właśnie młodość wzywa, nawołuje i zwycięża świat.
Grupa z każdą chwilą powiększała się, gdy dołączali do niej nowi.
Dokąd tak podążacie? - ciśnie się pytanie na usta, lecz nie ma możliwości usłyszeć odpowiedzi w tym gwarze.
Bo przecież odpowiedzi nie ma.
Dokąd to nieważne.
Ważne, aby iść przed siebie, śmiać się, krzyczeć głośno, wyrażać siebie. Obojętnie w jaki sposób, lecz być sobą i to się liczy w tym młodym świecie wzlotów, nigdy upadków.
Iść w grupie, a dokąd, gdzie i po co?
Nikt tego nie wie, ani ci, co im schodzą z drogi, ani ci, co idą w coraz większym tłumie.
Iść i wyrażać siebie, to jest cel, sens i prawda, która wiedzie w dobrym kierunku, gdy jest na pierwszym miejscu i planie..
W tłumie każdy jest inny, wolny na swój sposób, lecz zarazem są tacy podobni, tacy swoi, tacy ważni i szczęśliwi. Szczęśliwi, bo idą razem, idą przed siebie, by w końcu na skraju dnia rozejść się do swoich miejsc, domów. I tam znów każdy gdzieś w swoim małym wnętrzu będzie śnił o wolności, wielkości, w swoim zaciszu maleńkim, w swoim pokoju o szczęściu.
Pokój i wolność to jest priorytet.
Tak było wesoło, tak było za dnia, który przechodził w nocną porę, lecz długo nie było można zaznać nocnej ciszy, która echem dnia odbijała się o ściany, bruk, zgaszone światła, aż przycichała stopniowo i przechodziła w bezgłos nocy.
Dopóki słońce, wiosna, lato, zabawa, radość trwa czasem do rana. Takie prawo młodości, radość życia, kto je ma, ten jest bogaczem tego świata i nic nie zmieni i nie odbierze tego dobra.
Młodzi niosą z sobą ten dar, który jest ich domeną, ich czasem, który niczym rzeka płynie i rwie do przodu bez granic i oporu.
Dopóki jest, mogą cieszyć się życiem, nie martwić, gdy wszystko spływa, dane z góry, podane na tacy.
Dziś, jutro, pojutrze i tak co dnia, nieraz aż do rana zabawa trwa.
Do czasu, który należy tylko do nich. Ulica, miasto, wieś i cały kraj młodych, pewnych swej własności, wielkości, siły, wartości, które rozwijają się w sercach i życiu na ich ziemi i tylko ich. To takie piękne, gdy trwa i jest prawdziwe.
Pewne w swej enklawie do dziś, nim świat otworzył się na nich, stanął otworem przed nimi i wszystkimi innymi.
Otwarte bramy świata, by mogli przemieszczać się po nim i już nie tylko po swoich ulicach, miastach, kraju, a dalej w świat w poszukiwaniu przygód i barw.
Świat pełen barw i inności - Otwarte bramy świata, przez które docierają inni, wchodzą do miasta, idą ulicami, wchodzą do domów. Inni, a przecież tacy sami, młodzi, pełni brawury i piękna, lecz już nie z tego miasta, wsi, nie z tej ulic, nie z tego kraju.
Przybysze z innych miejsc, inni zachowaniem, sposobem na życie.
Przybywają, idą grupami coraz większymi, idą, a wszyscy ustępują im z drogi, zamykają się w domach, zamykają okna, zasłaniają zasłony, przed tymi, którzy idą i niosą z sobą inny świat, inne życie i inny sposób na nie.
Przybysze wchodzą przez otwarte bramy, pewni siebie, w grupie, sile własnego ja i własnych obyczajów.
Lila, mała dziewczynka siedzi przed lustrem, lecz już się nie maluje, nie wygląda przez okno, nie wybiega z domu, nie łączy się z grupą, lecz siedzi w swoim zaciszu ze znajomymi, z którymi tak ochoczo szła wcześniej i śpiewała wesoło. Teraz spotyka się z nimi w niewielkich grupkach, w pokojach, domach, w zamknięciu, mimo otwartych bram.
Teraz przybysze rządzą ulicą, miastem, krajem, a wszyscy schodzą im z drogi, chowają w domach, bramach.
Dlaczego? - zawisło pytanie w powietrzu, skąd oni przyszli, po co? dlaczego młodzi, tacy swoi schodzą im z drogi? kim oni są ?
Przecież oni też idą grupą coraz większą, idą z siłą, pewnością siebie, swej siły, młodości.
To oni teraz tworzą ten świat, lecz jaki powstanie za ich sprawą, myślą, wiedzą?
Jaki powstanie ? – jest pytanie pełne niewiadomych.
Dziś, jutro, pojutrze grupy ścierają się z sobą.
Czy wygra otwarta dłoń w połączeniu ręka w rękę? Czy wspólna siła zbuduje ten świat?
Młodzi wciąż zwyciężają świat i uczą się jego, Uczą się, co warte, co nie, co niesie ból, cierpienie, co szczęście i śmiech, radość, wspólny pokój, świat.
Różne grupy ścierają się, lecz gdy łączą się, wygrywają wszyscy.
Ci, co dają więcej, co niosą radość i śpiew rosną w grupie i dojrzewają niczym młode pędy drzew, które tworzą nowy ład, młody zielony i piękny las, pełen drzew, które przynoszą zdrowe, słodkie owoce.
Świat nie może istnieć bez młodych, energii, światła, które ono daje.
Kiedyś młodzi łączyli się, tworzyli spokojny szyk, szli razem w świat własnych spraw, we własnym gronie, własnym kraju, miastach i wsi, razem, we własnym małym kręgu zamkniętych bram i drzwi.
Kiedyś spokojny świat, naturalny, bliski natury, ciepły i piękny, ozdobiony barwami krajobrazów własnych i znanych, bez sztucznych szkiełek, barw, ozdobników.
Kiedyś młodość szła swoim pięknym światem, chociaż zamkniętych drzwi, to w pokoju, teraz świat otwartych bram zmaga się i o nim śni.
Ścierają się różne strony świata, inne, nieznane, obce sobie. pełne różnic, zdań i zachowań.
Ścierają w czasie i przez czas, w dobie różnych barwy i odcieni, niczym w tęczowym świecie spraw swoich i obcych. Inny, kolorowy świat, niczym wzięty z bajki, gdzie różne łagodne, lecz też groźne zwierzęta czają się wśród drzew, za rogiem ciemnej uliczki, w zaułkach jej. Gdzie małe, słabe nie mają szans i chowają się w swych maleńkich dziuplach.
Świat zmienia swe oblicze, raz dzień, raz noc zapada, to słońce, to deszcz leje się z nieba, ulicach i niczym lawina zalewa nim roślina dojrzeje, nim wyrwie ją wiatr i tyle po niej pozostanie, co niewielkie wspomnienie.
Kiedyś, w swoim gronie prosty dar, piękny jasny świat wypełniał po brzegi, rósł, dojrzewał.
Naturalna zieleń, lazurowe niebo i tyle słońca ile natura dała, tyle barwnych pól, lasów, dróg, bogactwa wypełniało dzień. Teraz zakryta betonem, sztucznym kolorem, wśród wzlotów i upadków ziemia czeka na swój czas.
W kolorowym świecie różnych barw i szarości, wśród innych, obcych, nieznajomych spraw, niepokoju, a przecież tak cicho było, swojsko, wesoło, spokojnie. Teraz barw tysiące, świecidełek, inności pośród rzeki spraw, niewiedzy trwa świat otwartych bram, okien i zamkniętych serc.
Jutro, a może jeszcze dziś znów rozbłyśnie pokój nowym blaskiem, nowym ładem i zapanuje nowe w starym świetle dnia.
Zmiana jedna za drugą nadchodzi, idzie ulicą, światem. Idzie nowa generacja, ile przyniesie, co da, co zyska każdy, co ma, co odda i pozna, ile światła, oświecenia?
Idzie i wchodzi czas szybkich zmian, nowych wydarzeń i spraw.
Nowa generacja puka do bram i rozchodzi się, niesie z sobą nowy dzień, nowy świat.
W pełnym jego blasku idą nowi gromadnie i każdy im schodzi z drogi, Wszyscy jak jeden mąż, tacy sami, w pełnym rynsztunku, w sile nie do zdarcia, sztuczna piechota, sztuczna siła rządzi, sztuczna inteligencja - ile da, ile zabierze?
Znów wiele pytań i wiele milczenia, brak odpowiedzi. Świat się zmienia, niczym rzeka płynie, raz wylewa, raz zatrzymuje się i znów płynie ku niewiedzy, co z sobą przyniesie, ile światła, barw, szarości i pokoju ?
Lawina myśli, słów przelewa się i niewiedzy, co nam przyniesie, ile dobra, pokoju, który nam przyświeca, bez którego nawet najpiękniejsza chwila zamienia się w popiół.
Tylko nadzieja jasnych spraw, czystych serc płynie nieustannie i nie gubi drogi, kierując się znakiem zapisanym w sercu, światłem, które w sercu przyświeca, rozjaśnia drogę i życie.
Pobudka gra i znów świat wzywa, by iść przed siebie i nie gubić znaków, które nieuchronnie prowadzą ku otwartych bram, przodem do światła, które rozjaśnia szlak i prowadzi pośród zakrętów wprost do pokoju. Już bez krzyku, wrzawy, a w ciszy, w świetle wiedzy, która spływa bez znaków zapytania.
Dziś i Lili i jej przyjaciołom rozjaśnia się świat. Niosą z sobą nadzieję na pokój tak potrzebny, by istniał bez zbędnych zakrętów, nieznanych dróg . Lili i jej przyjaciele już wiedzą gdzie iść, znają cel i sposób na życie.
Wiedzą już, co warte, co nie, jak iść, czym się kierować, by nie stracić tego, co najcenniejsze w życiu, pokoju w gronie życzliwych osób, pokoju we własnym sercu, rodzinie, kraju i świecie.
Pokój, który daje to, co najcenniejsze, niesie ład bez zbędnych domieszek. Już wiedzą, co warte, co nie, bo życie jest najlepszym nauczycielem, doświadcza, uczy i daje najlepszy wybór, wskazuje drogę, cel i sens.W dorastaniu jest tyle barw i wzlotów. Tyle pytań, tyle odpowiedzi i po nitce do kłębka rozjaśnia się świat wokół, sięga po horyzont, po krańce, rozjaśnia się, uczy jak i dlaczego jest tak. Prowadzi poprzez doświadczenie, które niesie wiedzę, co warte, co nie, jak iść, by nie zamotać się w kolejne koleje absurdu.
Tu i teraz
Karol Wojtyła - „PIEŚŃ O BOGU UKRYTYM” (fragment)
Miłość mi wszystko wyjaśniła, miłość wszystko rozwiązała -
dlatego uwielbiam tę Miłość, gdziekolwiek by przebywała.
A, że się stałem równiną dla cichego otwartą przepływu,
w którym nie ma nic z fali huczącej, nie opartej o tęczowe pnie,
ale jest wiele z fali kojącej, która światło w głębinach odkrywa
i tą światłością po liściach nie osrebrzonych tchnie.
Więc w takiej ciszy ukryty ja - liść,
oswobodzony od wiatru,
już się nie troskam o żaden z upadających dni,
gdy wiem że wszystkie upadną.
Miłość mi wszystko wyjaśniła, miłość wszystko rozwiązała -
dlatego uwielbiam tę Miłość, gdziekolwiek by przebywała.
A, że się stałem równiną dla cichego otwartą przepływu,
w którym nie ma nic z fali huczącej, nie opartej o tęczowe pnie,
ale jest wiele z fali kojącej, która światło w głębinach odkrywa
i tą światłością po liściach nie osrebrzonych tchnie.
Więc w takiej ciszy ukryty ja - liść,
oswobodzony od wiatru,
już się nie troskam o żaden z upadających dni,
gdy wiem że wszystkie upadną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz