Tu i teraz
Miłość mi wszystko wyjaśniła, miłość wszystko rozwiązała -
dlatego uwielbiam tę Miłość, gdziekolwiek by przebywała.
A, że się stałem równiną dla cichego otwartą przepływu,
w którym nie ma nic z fali huczącej, nie opartej o tęczowe pnie,
ale jest wiele z fali kojącej, która światło w głębinach odkrywa
i tą światłością po liściach nie osrebrzonych tchnie.
Więc w takiej ciszy ukryty ja - liść,
oswobodzony od wiatru,
już się nie troskam o żaden z upadających dni,
gdy wiem że wszystkie upadną.
Kalwaria
Tu i teraz - Blog z poezją i prozą
środa, 17 kwietnia 2024
wtorek, 9 kwietnia 2024
Ochy
Och jakie to dziwne
jakie
oklepane stare i niepewne
a
jednak kochane
och
jakie dziwne, jakie zadufane
och
jak upragnione
w
siebie zapatrzone
och
ach
Dotknąć
można poznać trzeba
i odnaleźć co minęło zapomniane
lub
wyrzucić i zapomnieć
gdy zginęło niepoznane
piątek, 5 kwietnia 2024
Niedotykalność
Życie oknem bywa,
oczekiwaniem na świat,
który wstając o świcie, opływa pokojem.
Niebo połyskuje barwami,
od których oczy nabierają blasku,
usta przyjmują wraz z uśmiechem,
łagodnością dłoni.
Rześkie powietrze, oddech przejrzysty
otacza ciepłym muśnięciem
fotel, filiżankę mleka,
pokój tak ważny teraz
przenika spojrzeniem poranka,
napełnia światłem przebudzenia.
Gdy zatrzyma się w oczach,
błysk zostanie na cały dzień,
aż każdy cień znikanie,
a na jego miejsce powstanie nadzieja,
z każdym oddechem
zebranym w jedno znaczenie
istnienia w świecie pokoju.
sobota, 23 marca 2024
piątek, 8 marca 2024
Mój prawdziwy przyjaciel ( dla Misia )
Olek był chorowitym chłopcem i gdy tym razem zachorował, od kilku już dni nie chodził do szkoły. Bardzo mu się nudziło i trochę marudził. Przeczytał po raz kolejny wszystkie swoje ciekawe, kolorowe książki, codziennie przerabiał materiał szkolny, który kolega Kuba mu dostarczał.
I cóż więcej miał robić?
Mamo, porób coś ze mną — prosił.
Gdy mama miała trochę więcej czasu, tłumaczyła mu zadania szkolne, grała w różne gry, których miał pełne półki, ale przede wszystkim próbowała go zainteresować dodatkowo czymś równie pożytecznym; rysunkiem, czy też innymi zajęciami manualnymi.
Olek rozmawiał często przez telefon z Kubą, kolegą z klasy, ale to nie to samo, co spotkać się w szkole, wyjść na podwórko, pobiegać z kolegami, czy pograć w piłkę.
Mamo, kiedy będę zdrowy, kiedy będę mógł spotkać się z kolegami? - wciąż wypytywał.
Już niedługo, a teraz musisz wyzdrowieć i nabrać nowych sił — odpowiadała.
Minęły tylko trzy dni, a jemu już tak bardzo się nudziło...
Mama czasem zostawiała go samego w domu, by zrobić zakupy i pozałatwiać sprawy, których wciąż przybywało. Dzisiaj też został sam. Leżał w swoim łóżku i patrzał w sufit… i wtedy stał się cud…
Mamo, jaki on piękny, mamo skąd go masz, ja chcę go mieć na zawsze — wołał zachwycony, gdy mama wróciła do domu i zobaczył w jej dłoniach małą, puszystą kulkę.
Czy to mały piesek? — spytał
Tak, to jest twój piesek. Wcześniej zamówiłam go dla ciebie i chciałam zrobić ci miłą niespodziankę — mówiła uśmiechnięta mama.
Mamo dziękuję ci, wolał z entuzjazmem Olek — tuląc pieska do siebie.
Jak go nazwiemy — pytał.
To jest twój pies, więc ty go nazwij, jak chcesz — powiedziała mama.
Jest taki malutki i puszysty, więc nazwę go Puszek — cieszył Olek.
Od tej pory Olek bawił się z Puszkiem i ostatnie kilka dni spędzone w domu były wesołe i już nie marudził, bo przecież miał swojego przyjaciela, z którym nigdy się nie nudził i nie rozstawał. Był naprawdę najszczęśliwszym chłopcem, razem ze swym psem Puszkiem, dzięki któremu miał kogoś, na kogo mógł liczyć w każdej sytuacji.
Po tygodniu wrócił do szkoły i kolegom, a szczególnie najbliższemu swojemu koledze Kubie opowiadał o swoim nowym przyjacielu Puszku, który zawsze czekał przed drzwiami na jego powrót ze szkoły.
Olek z Puszkiem bardzo się zaprzyjaźnili, chodzili na długie spacery i tylko na czas szkoły rozstawali się ze sobą. Puszek był bardzo wesołym i przyjacielskim psem. Z każdym czworonogiem z okolicy próbował się zaprzyjaźnić. Jednak, z czasem, gdy poznał różne ich zachowania, stał się bardziej powściągliwy.
Minął rok, Olek właśnie kończył osiem lat i na jego urodziny, jak co roku byli zaproszeni goście. Przyszli koledzy z klasy i podwórka oraz ciocia Basia, starsza siostra mamy. Olek dostał dużo prezentów, ale najbardziej cieszył się z prezentu, który otrzymał od cioci Basi. Był to tablet, o którym już od dawna marzył. Jak tylko wyszli goście, natychmiast zajął się tabletem. Mama mu pokazała, jak należy się nim obsługiwać i Olek szybko poznał jego tajniki. Bardzo go ten nowy nabytek zainteresował, a szczególnie gry, których był duży wybór.
Na koniec, tak intensywnego dnia, mama zajrzała do jego pokoju.
Czas już spać — powiedziała.
Zaraz mamo, za chwilę — odpowiedział.
Gdy ponownie zajrzała do niego, posłuchał, lecz niechętnie odłożył tablet na półkę.
Mama, widząc to, zwróciła mu uwagę, że może korzystać z tabletu, ale z umiarem i nie zaniedbywać innych zajęć
Olek był trochę rozczarowany, ale był mądrym chłopcem i rozumiał, że mama ma rację.
Mimo to zasnął z myślą o nowym tablecie i planował już, w jakie gry na nim zagra, chociaż w głębi serca wiedział, że musi korzystać z niego z umiarem, tak jak mama powiedziała i nie zaniedbywać innych zajęć
W szkole, na drugi dzień po urodzinach, nie mógł jednak przestać mówić o swym nowym nabytku, a szczególnie o grach. Niektórzy koledzy mieli już wcześniej podobny sprzęt i chętnie wymieniali się swoimi uwagami na ich temat. Olek, po powrocie ze szkoły, chciał od razu zaszyć się w swoim pokoju i grać, lecz mama była nieugięta i musiał wpierw zająć się codziennymi zajęciami oraz nauką. Mama bardzo tego dopilnowywała, już od najmłodszych lat uczyła syna obowiązkowości. Po tych wszystkich zajęciach, jak wcześniej było przyjęte, nie wyszedł na podwórko. Nawet gdy mama proponowała, by wyszedł z Puszkiem na spacer; nie miał ochoty, tak bardzo pochłaniało go pragnienie, by zasiąść jak najszybciej do gier.
Jestem zmęczony- mówił.
Mama dała mu w końcu spokój, bo rzeczywiście, po kolejnej, przebytej chorobie, mógł być jeszcze osłabiony.
Podobnie upłynął cały kolejny tydzień.
Nawet nie zauważył, że Puszek zmarkotniał, już nie był tak wesoły jak wcześniej. Olek, niestety nie miał czasu, ani ochoty wychodzić z nim na długie spacery, więc pies błąkał się smutno po mieszkaniu i przesiadywał samotnie po kątach. Czasem zaczepiał Olka; przynosił zabawki, dotykał nosem, poszczekiwał, aż w końcu zniechęcony, zasypiał wtulony w jego stopy.
Gdy mama nalegała, wychodził od czasu do czasu z Puszkiem, dosłownie na chwilę i wracał do swojej nowej gry. Tym bardziej że grał w grę pod tytułem „Mój przyjaciel pies”.
Bardzo ciekawa, wesoła była ta gra i nawet nie spostrzegł, jak bardzo polubił nowego przyjaciela z gry.
A Puszek?
On już nie był tym pierwszym, najważniejszym przyjacielem, tym wesołym kompanem. Teraz miał przyjaciela w grze i to było takie super, takie emocjonujące i wciągające bez reszty. Puszka zostawiał czasami samego na podwórku.
Tylko na chwilę — myślał.
To przecież już taki samodzielny pies — usprawiedliwiał sam siebie.
Może przecież sam nieraz pobawić się, pobiegać — mówił do mamy, jak pytała, gdzie jest Puszek i nie pozwalała zostawiać go samego na podwórku.
Właśnie w ten feralny dzień stało się coś, co spowodowało zupełną przemianę w życiu chłopca.
Olek przyszedł dosłownie na chwilę do domu, by wziąć tablet, usiąść z nim na ławce, a Puszek ?
Przecież może sam pobiegać dookoła podwórka, czy ławki — myślał.
Nawet nie zauważył, jak Puszek zniknął z jego pola widzenia. Dopiero, jak mama zawołała go przez okno, by wracał do domu, zauważył, że Puszka nie ma w pobliżu.
Zaraz wrócę — zawołał do mamy i zaczął rozglądać się, szukać i nawoływać Puszka, ale to nie przynosiło żadnych rezultatów.
Mama po chwili ponowiła wołanie, wiec Olek dłużej już nie zwlekał. Niespokojny o psa i wystraszony, wrócił do domu i już od progu, ze łzami w oczach powiadomił mamę, że Puszek zaginął i nie ma go nigdzie. Mama natychmiast podjęła poszukiwania. Jednak nigdzie w okolicy go nie było, a nawoływania nic nie dawały.
Gdzie on może być, czy go ktoś porwał — martwił się Olek. Co my teraz zrobimy, on na pewno za nami tęskni.
Nie ustawali w poszukiwaniach, mimo że na dworze zaczęło szarzeć. Krąg ich poszukiwań coraz bardziej się poszerzał, aż w końcu, w oddali usłyszeli szczekanie i psie skomlenie.
To on, Puszek, poznaję go po głosie — ucieszył się Olek i biegiem podążyli w tym kierunku, z którego dochodził głos.
Puszek skulony siedział pod murkiem. Był w bardzo opłakanym stanie. Mimo to ucieszył się na ich widok, machał ogonem, ale nie mógł, samodzielnie się podnieś. Mama wzięła go na ręce. Miał zakrwawione łapki i naddarte ucho. Razem z Olkiem zanieśli go do znajomego weterynarza, który niezwłocznie się nim zajął, dokładnie obejrzał, opatrzył rany na łapach i uchu, przepisał leki.
Tym razem to Puszek był chory, a Olek porzucił tablet i wyimaginowanego przyjaciela, ze sztucznego świata i szczerze zajął się Puszkiem. Przytulał go, mówił mu na uszko, że go bardzo kocha i już nigdy nie opuści.
Olek, po tym przykrym doświadczeniu zrozumiał, jak bardzo ważny jest dla Puszka i jak bardzo on potrzebuje jego uwagi i miłości. Zrozumiał, że prawdziwa przyjaźń jest cennym skarbem, który warto pielęgnować i dbać o niego.
Była to prawdziwa, niezapomniana lekcja dla Olka.
wtorek, 20 lutego 2024
Przyjaciel
Mój przyjaciel Tomek zawsze uchodził za chłopaka wolnego od jakichkolwiek problemów, czy zahamowań. Jego życie można by było porównać do białej karty zapisanej wyraźnym i czytelnym pismem. Nie było w nim nic ukrytego, zakonspirowanego, czy nieczytelnego / stąd takie moje skojarzenie /.
W każdy razie tak mi się zawsze wydawało. Jakże było to mylne przekonanie. Okazało się to tak niespodziewanie, że byłem kompletnie zaskoczony tym faktem.
Tomek nie należał do tak zwanych samotników, dlatego często spotykaliśmy się na różnych imprezach. Podobnie jak ja używał życia w pełni tego słowa znaczeniu, a że podobał się paniom, dzięki swej aparycji, jak na moje męskie oko całkiem przeciętnej, to nigdy nie cierpiał na samotność.
Był urodzonym dżentelmenem w stosunku do kobiet i to było jego znakiem rozpoznawczym. Zawsze stawał w ich obronie, nawet w rozmowach prowadzonych na naszych typowo męskich spotkaniach . Muszę przyznać, że pod tym względem był dla mnie niezrozumiały, ale było to nieszkodliwe dziwactwo, więc nie powodowało ono rysów na naszej przyjaźni. Często, jak wspomniałem, spotykaliśmy się w gronie tylko męskim, szczególnie na meczach, lub brydżu, przy małym piwku i były to najbardziej udane wieczory.
Jednak, nawet gdy nie było pań w naszym gronie, nie schodził ich temat z naszych ust. No cóż, nadal byliśmy kawalerami i ciągnęło nas mimo wszystko do nich, w każdym momencie naszego kawalerskiego żywota.
Dlatego, znając Tomka, byłem bardzo zaskoczony tą nagłą zmianą, jaka nastąpiła w nim niemal z dnia na dzień. Z wesołego chłopaka, niemalże wesołka zrobił się poważny i zaczął unikać naszego małego, acz wesołego grona znajomych. Próbowałem z nim rozmawiać, by wydobyć powód jego dziwnego zachowania.
Co cię tak odmieniło?- pytałem
Czy może zakochałeś się nieszczęśliwie, bez wzajemności?
On tylko zaprzeczał i wyraźnie unikał tego tematu.
Co się z tobą dzieje?- pytałem niespokojny - Może jesteś chory?
Nie -odpowiadał półgębkiem.
W końcu zaczął mnie wyraźnie unikać.
Znałem go już od dziecka, jeszcze jako malec biegałem z nim po okolicznych podwórkach. Później nastąpiły lata szkolne, w czasie których wychowywaliśmy się blisko siebie, prawie jak bracia. Następnie lata szalonej młodości i wspólnych wypadów po kraju i poza jego granice. Nawet dziewczyny miewaliśmy niewspólne co prawda , ale zaprzyjaźnione z sobą.
Tak się układało, a tu nagle taka zmiana.
Zauważyłem, że Tomek oddala się ode mnie i to mnie zaniepokoiło. Był moim sprawdzonym przyjacielem, takim, których nie miewa się na pęczki, lecz ten jeden, prawdziwy . Wiedziałem, że mogę w stu procentach na niego liczyć, a tu taki niespodziewany zwrot w naszej przyjaźni. Wiedziałem, że nie dzieje się to bez powodu i czekałem cierpliwie, aż Tomek sam zechce powiadomić mnie o przyczynie, lub choćby wrócić do dawnych zachowań, bez zbędnych tłumaczeń. Miał przecież prawo do własnych doświadczeń, z których nie musiał przed nikim się spowiadać. Tego byłem świadomy i nie miałem żalu do przyjaciela, tylko ten niepokój.
Dlaczego?
Ta niewiedza nie dawała mi spokoju.
Z powodu tego niepokoju, który nosiłem w sobie, zacząłem tracić apetyt i chęć do uprawiania stylu życia, jakie dotychczas prowadziłem. Stałem się przygnębiony, bo nie na żarty zacząłem obawiać się o naszą przyjaźń. Zbyt byłem z Tomkiem zżyty, by nie odczuć tej dziwnej zmiany w jego zachowaniu. Kalkulowałem wciąż i rozmyślałem nad przyczyną. Przypuszczałem w tych swoich rozważaniach, że może jakaś dziewczyna tak zawróciła mu w głowie, to najbardziej byłoby prawdopodobne, choć również dziwne.
Tomek nigdy nie krył się w takich sprawach przede mną i chętnie opowiadał o swoich zdobyczach i podbojach. To był powszechny temat naszych przyjacielskich rozmów, wesołych, luźnych pogawędek. Nawet sam fakt, że obecnie był z Agatą, nie zgadzał mi się z tą tezą. Coś mi tu nie pasowało i nie kleiło się zupełnie. Tomka spotykałem teraz bardzo rzadko i tylko na ulicy, jak z parkingu pędził do domu. Ze mną, przy takim przypadkowym spotkaniu zamieniał kilka zdawkowych słów i już po chwili znikał w ciemnym zaułku, za rogiem swego domu.
Pewnego pięknego poranka przy goleniu zaświtała mi pewna myśl w głowie. Zawsze przy tej czynności mam wiele pomysłów, które później okazują się najbardziej trafne. Przy goleniu w toalecie, właśnie tam olśniło mnie i zrozumiałem, że przyczyną tej zmiany jest zapewne praca, której Tomek poświęcał kolosalną część swego życia.
Już na drugi dzień okazało się to prawdą, ponieważ mój przyjaciel zadzwonił do mnie i zaproponował, abyśmy się spotkali, bo musi mi koniecznie coś opowiedzieć.
Po pracy spotkaliśmy się u mnie. Sam nie chciałem go zmuszać do odpowiedzi na moje pytania, a teraz poczułem ulgę, że w końcu przełamał się i postanowił porozmawiać ze mną.
Zjawił się niedługo po telefonie w mojej kawalerce. Usiadł dziwnie wzburzony. Widziałem jego twarz, na której malował się niespotykany u niego jeszcze tak niedawno niepokój i smutek, byłem pełen obaw, co od niego usłyszę. Jednak wszystkiego mogłem się spodziewać, ale nigdy bym nie wpadł na to co mi opowiedział.
Jak wiesz, pracuję w instytucie badawczym, gdzie zajmujemy się opracowywaniem metod walki z zanieczyszczeniem środowiska.
Tak, tyle wiedziałem, mój przyjaciel nieraz opowiadał mi o swojej pracy
Wpadłem na pewien pomysł i opracowałem projekt, na tyle interesujący, że zainteresowały się nim natychmiast elity. Do instytutu zaczęły napływać telefony, faksy, a za nimi zainteresowani panowie w czarnych garniturach. Zostałem okrzyknięty wynalazcą roku i zaczęło się zainteresowanie wokół mojej osoby.
Teraz rozumiem – wtrąciłem -dlaczego nie miałeś dla mnie czasu. Trzeba było mi od razu powiedzieć. Nie rozumiem tylko, dlaczego chodziłeś taki przybity? Gratuluję ci, szkoda, że nie wiedziałem o tym wcześniej.
Muszę przyznać, że ucieszyła mnie ta wiadomość i przyniosła ulgę. Tylko wciąż nie rozumiałem, dlaczego Tomek ma tak smutną minę.
Tak, nie powiedziałem ci, ani nikomu, było to wiadome tylko w kręgach nauki. Jeszcze nie rozeszło się do powszechnej wiadomości, bo miała to być tymczasem tajemnica naukowa. Wiesz przecież, że takie nowości nie są podawane od razu do publicznej wiadomości. Niektóre nigdy nie zostają ujawnione, może nawet większość – kontynuował Tomek.
To gratuluję ci sukcesu, dobrze, że mi o tym w końcu powiedziałeś. Wiesz przecież, że ja nie rozniosę tego, zdaję sobie sprawę, że jest to twój osobisty wybór.
Tak, wiem, że nie rozniesiesz i mam do ciebie zaufanie, dlatego w ogóle z tobą o tym rozmawiam. A co do sukcesu, to nie jest to takie piękne, jakby mogło się wydawać na pierwszy rzut oka.
Tak? - patrzałem na niego całkowicie zbity z tropu.
Niestety, nie tylko naukowcy ale też wielcy panowie zainteresowali się moim wynalazkiem, a to mimo pozoru nie okazało się dla mnie korzystne.. Zrozumiałem po tym wszystkim, co było mi dane przejść, że ludzie, a szczególnie wielcy są bardzo żądni. Nie chodzi bynajmniej w tym wypadku o namacalne dobra materialne, ale o wiedzę. Wiedza zresztą też jest poniekąd materialna.. Nigdy co prawda nie widziałem tego w takim świetle, ale teraz otworzyły mi się oczy i wiele do mnie dotarło Byłem zbyt zajęty swoim małym światkiem i chyba zbyt naiwny. Gdy wdarli się do niego ci wszyscy, cała prawda wyszła na jaw.
Patrzałem na Tomka i nic nie rozumiałem.
On jednak niezrażony moim zdziwionym wzrokiem ciągnął dalej.
Dowiedziałem się, że wielcy tego świata są tak ekspansywni, że wszystko zrobią, by dotrzeć jak najszybciej do wiedzy, do jej jądra, ośrodka , a najlepiej do jej absolutu. Znalazłem się więc w krzyżowym ogniu pytań. Przy tym wywierali na mnie taką presję, że byłem niemalże tą siłą zmuszany do natychmiastowych odpowiedzi.
Gdy natomiast zwlekałem z odpowiedzią, widzieli mnie na swój sposób i wprost dręczyli na różne możliwe sposoby gradem niewybrednych słów .
Gdy dawałem im odpowiedź, byłem na chwilę kimś , ale tylko na ten jeden ułamek, chwilowy ułamek zdziwienia , a później znów następowała konsternacja i niedowierzanie, które rosło i wybuchało następnymi podobnymi odruchami i brakiem zrozumienia. Brakowało im wspólnego mianownika, który by ich zaspokoił, pozwolił przeniknąć do głębi natury, pojąć ją i zrozumieć. Domagali się odpowiedzi, chociaż nie próbowali dokładnie precyzować pytań, bo to ja byłem wynalazcą, ja miałem więc narzucony obowiązek znać pytania i odpowiedzi, bezzwłocznie udzielić i wytłumaczyć każdy jej niuans.
Dlaczego nie chcieli, chociaż formułować dokładnych pytań?- zdziwiłem się
Tego nie wiem, ale przypuszczam, że pytania są dla nich zbyt banalne.
Mówili swoim wyszukanym językiem, a ja musiałem mieć ucho wyczulone na każdy dźwięk, bo inaczej dostałbym jakimś niewybrednym epitetem, a już byłem zbyt obolały.
To taka wieża Babel
Trochę tak, bo na wielu słowach trzeba było się zatrzymać i zastanowić, takie były emfatyczne.
Zawsze byłem badaczem, nie tylko z powodu wykonywanego zawodu, ale też poza nim, jednak jestem tylko człowiekiem i nie czuję się tym, za kogo oni chcieli mnie mieć, bo nie tędy wiedzie moja droga. Domagającym się odpowiedzi, staram się jej udzielić, na tyle ile mogę, ale trudno zaspokoić rosnące bez końca apetyty.
Odczuwałem ten ich niedosyt tak bardzo, że nie mogłem tego znieść, było to zbyt bolesne. Sam wtedy poszukiwałem, by ich zaspokoić, ale oni nie byli zadowoleni z moich odpowiedzi. Myślę, że pragnęli pochwalnych i wysublimowanych słów. Ja jednak nie potrafię mówić ich językiem. Zgadzam się, mój język jest prosty, ale nigdy nie wystroję go jak pajaca. Nic nie mam do pięknych, estetycznych słów, ale prawda jest goła.. Cieszyłoby mnie, gdybym był odbierany pozytywnie, ale dla tego celu nie sprzedam własnej, świadomej prawdy.
Zgadzam się w zupełności, że każdy ma swoje widzenie, ale gdybyśmy nie odmieniali prawdy na różne przypadki a przyjmowali, jaka jest w rzeczywistości, bylibyśmy zapewne bogatsi. Chętnie dzieliłem się swą wiedzą, jednak z pewną dozą niepokoju, gdy wymagano wciąż więcej . Ciężko było mi to znieść i dlatego odszedłem z instytutu.
Pozwolili ci odejść, bez problemu?
Tak, myślę, że oni w rzeczywistości nie potrzebowali mnie. To była tylko taka poza. Oni sami mają swoje odpowiedzi, a mnie traktowali jak inność, bo nie mówiłem ich językiem. Zresztą nie twierdzę, że wszyscy. Byli zapewne i tacy co traktowali mnie poważnie i rzeczywiście pragnęli rozmowy, ale ci najważniejsi byli zbyt niecierpliwi i ekspansywni. Po tych ich skokach nastroju mogę tak sądzić.
Byłeś ich zabawką?
Być może, bo traktowano mnie z dużą dozą niecierpliwości i pretensjonalności. Będąc pod tym pręgierzem, odczuwałem niepokój.
Przykro mi było odejść, szczególnie z powodu osób, które pracowali dłużej ze mną i zajmowali się szczerze badaniami naukowymi, bez zbędnej inwigilacji.
Myślisz, że każdy miał do ciebie inne nastawienie?
Tak przypuszczam, wprawdzie w grupie osoby na siebie nawzajem oddziaływają. Dlatego, gdy któraś rzuci czymś, natychmiast inne reagują podobnie. W tym wypadku również właśnie ta teza okazała się bardzo prawdziwa.
Chociaż każdy odbiera ten świat na swój wewnętrzny sposób, jednak grupa ma tendencje do podobnych zachowań . Każdy jest innością, lecz mamy duże skłonności do upodobnień. Są osoby o mocnym oddziaływaniu i one nakreślają kierunki. Mamy wiele takich przykładów w historii,
Są indywidua, które wyróżniają się z tłumu i ludzie w ich pobliżu mogą czuć się niewidoczni, niepotrzebni . Takie osoby mogą zostać odrzucone na margines lub same odchodzą . Mogą zamknąć się we własnym świecie, ale czy rzeczywiście są aż tak inne. To mogłoby okazać się błędnym twierdzeniem, gdyby można było wziąć taką osobę pod lupę.
Czy jak ktoś nie wzoruje się na ogóle, jest gorszy?
Myślę, że nie, bo według mnie, zbyt mocne wzorowanie się i naśladownictwo jest błędem . Później mamy całe grupy ludzi mówiącym tym samym językiem, zachowujących się w ten sam, czy bardzo podobny sposób.
Nie jest to dobry kierunek dla rozwoju, szczególnie bardzo młodych osób, natomiast może to często doprowadzić do degradacji i upadku, gdy będziemy naśladowcami błędnych idei. Jesteśmy podobni, to fakt niezaprzeczalny, ale jesteśmy też istotami myślącymi i każdy należąc do całości, jest indywidualnością. Upodobnia nas przynależność do ziemskiego istnienia i cechy podstawowe, te, które kształtują i są najważniejsze.
Mamy zatem świadomość , jest to bardzo ważna cecha, dzięki której mamy wolność wyboru . Od nas więc przede wszystkim zależy, w który kierunku pójdziemy. Wszyscy w zasadzie znamy kierunki, bo one są wyraźnie określone i dane nam do własnowolnego wyboru. Znamy również drogę do źródła prawdy, a ci, którzy podążą tą drogą, zaspokoją jakąś cząstkę swego pragnienia.
Ważne jest poczucie odpowiedzialności, również za innych ludzi, dlatego warto udzielać odpowiedzi , jednak nie pod przymusem, czy jakąkolwiek presją, bo to staje się niemożliwe.
Tomek był moim przyjacielem , lecz okazało się, że niewiele wiedziałem o nim. Mimo całej tej opowieści, która była dla mnie ateisty co najmniej dziwna, nie odsunąłem się od Tomka. Wręcz przeciwnie, nasza przyjaźń nabrała nowych rumieńców. Muszę nawet cokolwiek nieśmiało stwierdzić, że moje przekonania również, ale to całkiem już inna historia
Mój przyjaciel po tej historii, jaka go spotkała w pracy, odizolował się trochę ode mnie i całego naszego grona. Jednak pewnego pięknego wieczoru Tomek zupełnie nieoczekiwanie zjawił się u mnie.
Dobrze, że wpadłeś- ucieszyłem się na jego widok.
Ostatnio jak cię widziałem, byłeś taki przybity. Dlatego chciałem sprawdzić co u ciebie.
Dzięki, jakoś leci. Miałeś dobry pomysł, w końcu pogadamy. Wejdź – zaprosiłem go do środka.
Nareszcie mieliśmy okazję na spokojną, przyjacielską pogawędkę. Muszę stwierdzić, że brakowało mi tych naszych wspólnych rozmów. Dlatego zupełnie niepostrzeżenie przegadaliśmy całe popołudnie i zeszłoby nam jeszcze dłużej, żeby nie moja dziewczyna, ale o tym później..
Tak dobrze nam się rozmawiało, że zupełnie straciliśmy rachubę czasu.
Zrobiło się późno – stwierdził Tomek, spojrzawszy w pewnej chwili na zegarek.- Jutro muszę wcześnie wstać.
Zostań jeszcze, tak dobrze nam się rozmawia –powiedziałem.
Masz rację, nie ma sensu wciąż się spieszyć- przytaknął Tomek - Myślę nawet, że czas jest zbyt niedoceniany . Dlatego gonimy bez zastanowienia, biegniemy, spieszymy, by zdobyć, osiągnąć jak najwięcej, a w rzeczywistości w tym ciągłym pośpiechu rozmieniamy się na drobne, gubimy ważne, istotne rzeczy w pogoni za niczym, bo to co zdobywamy, jest w rezultacie ulotne i złudne. Nie daje prawdziwego zadowolenia i szczęścia. Może więc lepiej zatrzymać się w tym obłędnym biegu i zastanowić, co jest tak naprawdę ważne.
Więc co jest ważne?- spytałem.
Tomka nie trzeba było prosić, by mi odpowiedział, a ja go słuchałem z chęcią, choć te wiadomości w rzeczywistości były mi od zawsze znane. Jednak byłem zbyt daleki od nich, zbyt odizolowany i dlatego je lekceważyłem, a tego typu rozważania ukazywały mi je w bardziej czytelnym świetle.
Uważam, że w relacjach między ludźmi najważniejsza jest miłość- stwierdził mój przyjaciel.
Tak wiem, że kochasz Agatę. Miłość kojarzy mi się przede wszystkim z kobietą i tymi wszystkimi sprawami z tym związanymi.
Nie chodzi mi o miłość, tylko tego typu- stwierdził T.
Więc o jaką?- spytałem.
Chodzi o miłość do drugiego człowieka. Ty jesteś takim rasowym facetem z krwi i kości, co tylko ma jedno w głowie.
Po to są kobiety.
Tak, ale o wiele lepiej jak między dwojgiem ludzi panuje porozumienie, również w sferze emocjonalnej, nie tylko fizycznej.
Mi odpowiada przede wszystkim fizyczna strona tego medalu – stwierdziłem.
Właśnie, a o wiele ciekawszy związek jest, gdy między kobietą a mężczyzną wytworzy się również więź przyjacielska.
Czy z kobietą można się zaprzyjaźnić?- zaśmiałem się, nucąc.
Te wszystkie fatałaszki,
cały ten majdan wokół niej,
ten stos pudełeczek,
puzderek kremów,
perfum, pudrów i wstążeczek,
szminek, kokardek, gumek,
perełek, świecidełek, lustereczek
i ona wśród nich, zapatrzona w siebie.
Bo trzeba ją zrozumieć tak jak każdego człowieka. Nie patrzeć tylko przez pryzmat własnego ja, lecz spróbować spojrzeć jej oczyma – powiedział niezbity z tropu Tomek.
Niebiesko pomalowanymi,
z wykręconymi rzęsami,
chyba szybciej bym pofrunął na nich,
niż widział przez te skrzydełka.
Zanuciłem wesoło.
Tomek mimo mojego dobrego humoru nadal był poważny.
Wiem, że jesteś niewierzący – powiedział po chwili przerwy, jaka zapanowała po moich wesołych przyśpiewkach.
Tak , odszedłem od wiary, bo trudno mi uwierzyć w to wszystko. Było, minęło. Teraz jest inny świat, życie,potrzeby..
Rozumiem, ale warto nieraz wrócić do tego co było i jest niezniszczalne, dzięki wartościom, jakie z sobą wnosi .
Znane, ale często nie stosowane, a o to chodzi, by je wcielić w życie dla własnej potrzeby, i innych. Znamy, ale nie korzystamy, to tak jakbyśmy nie znali.
Potrzebuję dowodów.
Dowody, które potrzebujesz, są, wystarczy zagłębić się w to co zostało odkryte i udowodnione.
To niewiele dla takiego laika, jak ja.
Jesteś przeciwko nauce? Przecież sam jesteś badaczem.
Nie jestem przeciwko, ale jestem za rozwojem zgodnym z naturą, nie tylko jako człowiek, ale też jako naukowiec - zgodnie z teorią i praktyką, jaką znam i stosuję w moich pracach.
Masz rację, nauka właśnie w dużej mierze udowadnia nam, że miłość jest najważniejsza. Miłość do drugiego człowieka. Miłość uniwersalna. Nie chodzi tylko o miłość fizyczną, lecz duchową, bo człowiek w większości jest bardziej osobą duchową niż fizyczną .
Co to jest według ciebie ta duchowość ?
Duchowość to nasza świadomość, podświadomość, myśl, uczucia, cala nasza głębia, którą posiadamy w sobie to, co mamy w sercu i głowie. Nasza gleba, którą zasiewamy poprzez całe życie i pielęgnujemy po swojemu, by kiedyś zbierać dorodne owoce Nasz własny niepowtarzalny ogród, do którego tylko Pan Bóg ma pełen dostęp, my sami i ci, których dopuścimy do jakiejś jego części.
Nasze uczucia i wiedza są bliskie sobie a szczególnie miłość i mądrość tworzą piękną doskonałą parę, a duch prowadzi pod górę na wyżyny stale, jeżeli na to się zgodzimy i tego pragniemy, bo od nas to zależy naszej wolnej woli .
Nasza pamięć - doświadczenia, myśli czyny, które nas tworzą są ważne. Wszystko, co duchowe jest wieczne i ważne. Nasze postępowanie tu i teraz, które zostaje w nas na zawsze i prowadzi ku wieczności, do jakiej damy się poprowadzić, lub jaką stworzymy w sobie i do jakiej podążymy.
Naszą rozmowę przerwał nagle natarczywy dzwonek do drzwi. Poszedłem otworzyć. W drzwiach stała Kaśka. Nawet nie stała, tylko wtargnęła do środka jak burza, z okrzykiem na ustach.
Jedziemy na camping.
I jak tu można kochać coś takiego krzykliwego.- Spojrzałem na Tomka porozumiewawczo.
Wpada to - to i już od progu krzyczy, my tu poważnie rozmawiamy, a ona co?
Muszę już iść- powiedział Tomek, zbierając się do wyjścia.
Zostań-poprosiłem, Kaśka też mnie poparła.
Nie i tak zasiedziałem się długo - uśmiechnął się, idąc w stronę drzwi.
Proszę - Tomek wręczył mi gruby brulion - Jak będziesz miał czas i ochotę przeczytaj.
Gdy już zostałem sam, bo w niedługim czasie po Tomku, również Kaśka opuściła moje mieszkanie, sięgnąłem po brulion od przyjaciela. Otworzyłem go i zacząłem czytać.
Światło i słowo przenika ciszę,
ożywia, przelewa się, sięga w głąb
i tylko ten glos, jak dzwon bije w sercu, w skroni,
wola - idź i nie cofaj się ani na krok.
Po rozmowie z Tomkiem i przeczytaniu lektury, którą od niego otrzymałem, musiałem poukładać sobie w głowie to wszystko. Nie znałem go z tej strony i muszę przyznać, że trochę zaskoczyła mnie dosłowność jego wypowiedzi. Jednak według tego, co sam powiedział, prawda jest prosta i nie warto jej stroić, bo można ją łatwo zafałszować i utracić .
wtorek, 9 stycznia 2024
Inne pokolenie
Było tak tu cicho
i chłodno, ale swojsko mimo niepokoju jaki wisiał w powietrzu. Był to
jednak niepokój tylko pozorny, bo przecież nic nie mogło stać się złego w
tym zaciszu, w którym przebywała mała dziewczynka o imieniu Lili.
Siedziała niczym
księżniczka przed lustrem w kusym ubranku. Taka mała, a taka już duża, bo jej
twarz, mimo dziecinnych jeszcze rysów była pomalowana i sprawiała wrażenie o
wiele starszej niż była w rzeczywistości.
Czy idziesz na
występy? - spytała Aniela zaglądając do pokoju.
Aniela była ciocią
Lili i bardzo kochała swoją siostrzenicę.
To nie twoja
sprawa - powiedziała niegrzecznie Lili nie odrywając wzroku od lustra.
Lustereczko,
powiedz mi, czy moje brwi są piękne, czy mają być, czy nie - przemknęła przez
chwilę myśl w głowie Lili i niewiele już myśląc, złapała maszynkę i zaczęła je
golić.
Co robisz ! -
zawołała Aniela wystraszona jej zachowaniem.
Nie rób tego!
Odejdź i nie przeszkadzaj
mi - wykrzywiła Lili usta w gniewnym grymasie i w tym samym momencie nieostrożnym
ruchem skaleczyła się, przejeżdżając po brwi ostrzem jaki trzymała w dłoni.
Dziecko moje leci
ci krew - zawołała poruszona Aniela.
To przez ciebie –
skrzywiła się Lili.
Daj, zmyje ci ją –
Aniela niezrażona złapała flakon z wodą i chciała jej wytrzeć krew, lecz Lili
odepchnęła ją i Aniela przewróciła się, rozbijając głowę o kant stołu.
Teraz i jej
leciała krew z głowy, lecz na szczęście upadek okazał się niegroźny i
Aniela szybko podniosła się z podłogi o własnych siłach.
Do pokoju weszła
mama Lili.
Co tu się dzieje?
Co to za krzyki?
Zawołała, widząc
podnoszącą się Anielę i okaleczoną córkę.
Ona mi przeszkadza,
odpowiedziała Lili, wskazując palcem na Anielę, krzywiąc się przy tym z jedną
brwią uniesioną do góry, drugą z
krwawiącą raną.
Zbulwersowana mama
w pierwszej chwili nie wiedziała, co zrobić i co o tym myśleć.
Po chwili namysłu
zawołała o pomoc,
Wiedziała, że
zawsze może liczyć na Danę, która na wszystko miała radę i była niezwykle
pomocną osobą. I w tym wypadku natychmiast przybiegła i zaopiekowała się obiema
pokrzywdzonymi oraz uspokoiła mamę, która była zestresowana całą tą sytuacją.
Dziękuję, zawsze mogę
na ciebie liczyć, wyszeptała mama z lekkim mimo wszystko
przekąsem. .
Zawsze wolała sama
radzić sobie w takich, czy innych sytuacjach. I chociaż wiedziała, że Dana jest
chętna do pomocy, to ta pomoc często ją przerastała i męczyła.
Mimo to czasem
zwracała się o pomoc podobnie jak w tej sytuacji.
To nic takiego, w
końcu mieszkam u was - stwierdziła Dana skromnie i wyszła do swych zajęć.
Dana była w
podeszłym już wieku, ale mimo to była czynną i pracowitą osobą, zawsze chętną
do pomocy. Takie było jej całe życie pełne
zainteresowań, zamiłowań i chęci pomagania innym . Zawsze była
aktywna. Prowadziła bujne życie towarzyskie i obecnie jeszcze bardziej
rozwinęła się w niej ta cecha charakteru, która tworzyła z niej uczynną osobę.
Najważniejsze
dla niej były dobre, wspólne relacje i zawsze miała to na uwadze.
Trochę ją tylko
dziwił obecny świat.
W jej mniemaniu
bardzo różnił się od czasów, które tak dobrze wspominała i pamiętała
Przecież tak niedawno, niemal wczoraj było tak inaczej, tak swojsko w gronie
osób, których już nie ma w pobliżu, ponieważ w większości rozjechali się po
świecie lub odeszli z tego świata. Tak wiele się zmieniło na jej oczach,
tak wiele osób odeszło, tylko zdjęcia i pamięć po nich pozostała. Trudno o tym
myśleć i trudno zapomnieć, ale wiedziała, że to jest nieuniknione. Koniec
kropka i tylko wspomnienie pozostaje, które z czasem zaciera się, lecz mimo to
pamięć nigdy nie gaśnie i przy każdej okazji powraca.
Przemyślenia jej
przerwał gwar dobiegający z ulicy.
Za oknem
wrzało.
To grupa
dziewcząt i chłopców podążała miastem i wszyscy ustępowali im z drogi.
Szli pewnym
krokiem, ze śmiechem i wrzawą, bo nic nie mogło stanąć im
na drodze. Szli, dokazując przy tym głośno.
To idzie młodzież,
jeszcze niemal dzieci, a już niczym dorośli - świta tego
świata.
Oni
rządzą, są siłą tego świata. Ich są miasta, ulice, tak się czują, pewni swej siły, swego miejsca na ziemi .
Młodzi i
najważniejsi, nic nie może stanąć im na drodze.
Taki obraz
przetaczał się przed oczyma Dany.
Wrzawa, brawura, zabawa.
Lila również obserwowała
ich z okna, wychylając się niebezpiecznie i po chwili zawołała - idę
z wami!
To chodź-
usłyszała z dołu.
Niewiele myśląc
wybiegła z pokoju, by dołączyć do grupy. Wygląd jej był dość żałosny, gdy nie
zważając na bliskich, z jedną brwią i rysą krwi na drugiej dołączyła do grupy.
Znała ich i miała podobne zainteresowania. Właśnie takie, jak cała grupa
przelewająca się ulicą - iść, aby do przodu. Nieważne gdzie nogi poniosą, aby w
grupie podobnych osób, w grupie młodych, którzy mają swoje prawa i… obowiązki.
Któż myślałby o
obowiązkach, jak porywa go cud młodości ?
Młodość - to ich
czas, ich prawo, iść przed siebie, cieszyć się życiem i rządzić
światem.
Tacy młodzi, tacy
piękni – kto im zabroni, kto stanie na ich drodze, kto poprowadzi
?
To
nieważne.
Ważne jak
wyglądają, co myślą, co czują, ważne, by wyróżniać się z tłumu, w którym każdy
ma jakiś znak rozpoznawczy, szczególny dla siebie.
Młodość i
brawura to jest to, co ich tworzy, to jest to, co tworzy ich świat pełen
bajecznych barw, magii, iluzji.
Iść i wykrzyczeć,
wyrazić siebie bez strachu i pomysłu na jutro. Ważne tu i teraz, ważne dziś,
jutro samo przyjdzie i nastąpi, nieważne gdzie, ważne jak i z kim.
Każdy w tej grupie ma to coś, co upodabnia, co łączy- wygląd i młodość, reszta się nie liczy, ważne, by być sobą, pewnym swego wyglądu. Ważne, by wyróżniać się swą inności i łączyć, upodabniać młodością, która scala. Być sobą, wyróżniać i upodabniać zarazem młodością i siłą z niej czerpaną. I to jest piękne, bo właśnie młodość wzywa, nawołuje i zwycięża świat.
Grupa z każdą
chwilą powiększała się, gdy dołączali do niej nowi.
Dokąd tak podążacie?
- ciśnie się pytanie na usta, lecz nie
ma możliwości usłyszeć odpowiedzi w tym gwarze.
Bo przecież odpowiedzi
nie ma.
Dokąd to
nieważne.
Ważne, aby iść przed siebie, śmiać się, krzyczeć głośno, wyrażać siebie. Obojętnie w jaki sposób, lecz być sobą i to się liczy w tym młodym świecie wzlotów, nigdy upadków.
Iść w grupie, a dokąd, gdzie i po co?
Nikt tego nie wie,
ani ci, co im schodzą z drogi, ani ci, co idą w coraz większym tłumie.
Iść i wyrażać siebie, to jest cel, sens i prawda, która wiedzie w dobrym kierunku, gdy jest na pierwszym miejscu i planie..
W tłumie każdy
jest inny, wolny na swój sposób, lecz zarazem są tacy podobni, tacy swoi,
tacy ważni i szczęśliwi. Szczęśliwi, bo idą razem, idą przed siebie, by w końcu
na skraju dnia rozejść się do swoich miejsc, domów. I tam znów każdy gdzieś w
swoim małym wnętrzu będzie śnił o wolności, wielkości, w swoim zaciszu
maleńkim, w swoim pokoju o szczęściu.
Pokój i
wolność to jest priorytet.
Tak było wesoło,
tak było za dnia, który przechodził w nocną porę, lecz długo nie było można
zaznać nocnej ciszy, która echem dnia odbijała się o ściany, bruk, zgaszone
światła, aż przycichała stopniowo i przechodziła w bezgłos nocy.
Dopóki słońce,
wiosna, lato, zabawa, radość trwa czasem do rana. Takie prawo młodości,
radość życia, kto je ma, ten jest bogaczem tego świata i nic nie zmieni i nie
odbierze tego dobra.
Młodzi niosą z
sobą ten dar, który jest ich domeną, ich czasem, który niczym rzeka
płynie i rwie do przodu bez granic i oporu.
Dopóki jest, mogą
cieszyć się życiem, nie martwić, gdy wszystko spływa, dane z góry, podane
na tacy.
Dziś, jutro,
pojutrze i tak co dnia, nieraz aż do rana zabawa trwa.
Do czasu,
który należy tylko do nich. Ulica, miasto, wieś i cały
kraj młodych, pewnych swej własności, wielkości, siły, wartości,
które rozwijają się w sercach i życiu na ich ziemi i tylko ich. To takie
piękne, gdy trwa i jest prawdziwe.
Pewne w swej
enklawie do dziś, nim świat otworzył się na nich, stanął otworem przed
nimi i wszystkimi innymi.
Otwarte bramy
świata, by mogli przemieszczać się po nim i już nie tylko po swoich ulicach,
miastach, kraju, a dalej w świat w poszukiwaniu przygód i barw.
Świat pełen barw i
inności - Otwarte bramy świata, przez które docierają inni, wchodzą do miasta,
idą ulicami, wchodzą do domów. Inni, a przecież tacy sami, młodzi,
pełni brawury i piękna, lecz już nie z tego miasta, wsi, nie z tej ulic, nie z
tego kraju.
Przybysze z innych
miejsc, inni zachowaniem, sposobem na życie.
Przybywają, idą
grupami coraz większymi, idą, a wszyscy ustępują im z drogi, zamykają się w
domach, zamykają okna, zasłaniają zasłony, przed tymi, którzy idą i niosą z sobą
inny świat, inne życie i inny sposób na nie.
Przybysze wchodzą
przez otwarte bramy, pewni siebie, w grupie, sile własnego ja i własnych
obyczajów.
Lila, mała
dziewczynka siedzi przed lustrem, lecz już się nie maluje, nie wygląda przez
okno, nie wybiega z domu, nie łączy się z grupą, lecz siedzi w swoim zaciszu ze
znajomymi, z którymi tak ochoczo szła wcześniej i śpiewała
wesoło. Teraz spotyka się z nimi w niewielkich grupkach,
w pokojach, domach, w zamknięciu, mimo otwartych bram.
Teraz przybysze
rządzą ulicą, miastem, krajem, a wszyscy schodzą im z drogi,
chowają w domach, bramach.
Dlaczego? - zawisło
pytanie w powietrzu, skąd oni przyszli, po co? dlaczego młodzi, tacy swoi
schodzą im z drogi? kim oni są ?
Przecież oni też
idą grupą coraz większą, idą z siłą, pewnością siebie, swej siły, młodości.
To oni teraz
tworzą ten świat, lecz jaki powstanie za ich sprawą, myślą, wiedzą?
Jaki powstanie ? –
jest pytanie pełne niewiadomych.
Dziś, jutro,
pojutrze grupy ścierają się z sobą.
Czy wygra otwarta dłoń
w połączeniu ręka w rękę? Czy wspólna siła zbuduje ten
świat?
Młodzi wciąż
zwyciężają świat i uczą się jego, Uczą się, co warte, co nie, co niesie ból,
cierpienie, co szczęście i śmiech, radość, wspólny pokój,
świat.
Różne grupy
ścierają się, lecz gdy łączą się, wygrywają wszyscy.
Ci, co dają więcej,
co niosą radość i śpiew rosną w grupie i dojrzewają niczym młode pędy
drzew, które tworzą nowy ład, młody zielony i piękny las, pełen drzew, które
przynoszą zdrowe, słodkie owoce.
Świat nie może
istnieć bez młodych, energii, światła, które ono daje.
Kiedyś młodzi
łączyli się, tworzyli spokojny szyk, szli razem w świat własnych spraw, we
własnym gronie, własnym kraju, miastach i wsi, razem, we własnym małym kręgu
zamkniętych bram i drzwi.
Kiedyś
spokojny świat, naturalny, bliski natury, ciepły i
piękny, ozdobiony barwami krajobrazów własnych i znanych, bez
sztucznych szkiełek, barw, ozdobników.
Kiedyś młodość szła
swoim pięknym światem, chociaż zamkniętych drzwi, to w pokoju, teraz świat
otwartych bram zmaga się i o nim śni.
Ścierają się
różne strony świata, inne, nieznane, obce sobie. pełne różnic, zdań i zachowań.
Ścierają w czasie
i przez czas, w dobie różnych barwy i odcieni, niczym w tęczowym świecie
spraw swoich i obcych. Inny, kolorowy świat, niczym wzięty z bajki, gdzie różne
łagodne, lecz też groźne zwierzęta czają się wśród drzew, za rogiem ciemnej
uliczki, w zaułkach jej. Gdzie małe, słabe nie mają szans i chowają się w swych
maleńkich dziuplach.
Świat zmienia swe
oblicze, raz dzień, raz noc zapada, to słońce, to deszcz leje się z nieba,
ulicach i niczym lawina zalewa nim roślina dojrzeje, nim wyrwie ją wiatr i tyle
po niej pozostanie, co niewielkie wspomnienie.
Kiedyś, w swoim
gronie prosty dar, piękny jasny świat wypełniał po brzegi, rósł, dojrzewał.
Naturalna zieleń,
lazurowe niebo i tyle słońca ile natura dała, tyle barwnych pól, lasów, dróg,
bogactwa wypełniało dzień. Teraz zakryta betonem, sztucznym
kolorem, wśród wzlotów i upadków ziemia czeka na swój czas.
W kolorowym
świecie różnych barw i szarości, wśród innych, obcych, nieznajomych spraw,
niepokoju, a przecież tak cicho było, swojsko, wesoło, spokojnie. Teraz barw
tysiące, świecidełek, inności pośród rzeki spraw, niewiedzy trwa świat
otwartych bram, okien i zamkniętych serc.
Jutro, a
może jeszcze dziś znów rozbłyśnie pokój nowym blaskiem, nowym ładem i zapanuje
nowe w starym świetle dnia.
Zmiana jedna za
drugą nadchodzi, idzie ulicą, światem. Idzie nowa generacja, ile przyniesie, co
da, co zyska każdy, co ma, co odda i pozna, ile światła, oświecenia?
Idzie i wchodzi czas szybkich zmian, nowych wydarzeń
i spraw.
Nowa generacja
puka do bram i rozchodzi się, niesie z sobą nowy dzień, nowy świat.
W pełnym jego blasku
idą nowi gromadnie i każdy im schodzi z drogi, Wszyscy jak jeden mąż, tacy
sami, w pełnym rynsztunku, w sile nie do zdarcia, sztuczna piechota, sztuczna
siła rządzi, sztuczna inteligencja - ile da, ile zabierze?
Znów wiele pytań i
wiele milczenia, brak odpowiedzi. Świat się zmienia, niczym rzeka płynie, raz
wylewa, raz zatrzymuje się i znów płynie ku niewiedzy, co z sobą przyniesie,
ile światła, barw, szarości i pokoju ?
Lawina myśli,
słów przelewa się i niewiedzy, co nam przyniesie, ile dobra, pokoju, który
nam przyświeca, bez którego nawet najpiękniejsza chwila zamienia się w popiół.
Tylko nadzieja
jasnych spraw, czystych serc płynie nieustannie i nie gubi drogi, kierując się znakiem
zapisanym w sercu, światłem, które w sercu przyświeca, rozjaśnia drogę
i życie.
Pobudka gra i znów
świat wzywa, by iść przed siebie i nie gubić znaków, które nieuchronnie
prowadzą ku otwartych bram, przodem do światła, które rozjaśnia szlak i
prowadzi pośród zakrętów wprost do pokoju. Już bez krzyku, wrzawy, a w ciszy, w
świetle wiedzy, która spływa bez znaków zapytania.
Dziś i Lili i jej przyjaciołom rozjaśnia się świat. Niosą z sobą nadzieję na pokój tak potrzebny, by istniał bez
zbędnych zakrętów, nieznanych dróg . Lili i jej przyjaciele już wiedzą
gdzie iść, znają cel i sposób na życie.
Wiedzą już, co
warte, co nie, jak iść, czym się kierować, by nie stracić tego, co
najcenniejsze w życiu, pokoju w gronie życzliwych osób, pokoju we własnym
sercu, rodzinie, kraju i świecie.
Pokój, który
daje to, co najcenniejsze, niesie ład bez zbędnych domieszek. Już wiedzą, co
warte, co nie, bo życie jest najlepszym nauczycielem, doświadcza, uczy i daje
najlepszy wybór, wskazuje drogę, cel i sens.
W dorastaniu jest
tyle barw i wzlotów. Tyle pytań, tyle odpowiedzi i po nitce do kłębka rozjaśnia
się świat wokół, sięga po horyzont, po krańce, rozjaśnia się, uczy
jak i dlaczego jest tak. Prowadzi poprzez doświadczenie, które niesie wiedzę,
co warte, co nie, jak iść, by nie zamotać się w kolejne koleje absurdu.