W każdy razie tak mi się zawsze wydawało. Jakże było to mylne przekonanie. Okazało się to tak niespodziewanie, że byłem kompletnie zaskoczony tym faktem.
Tomek nie należał do tak zwanych samotników, dlatego często spotykaliśmy się na różnych imprezach. Podobnie jak ja używał życia w pełni tego słowa znaczeniu, a że podobał się paniom, dzięki swej aparycji, jak na moje męskie oko całkiem przeciętnej, to nigdy nie cierpiał na samotność.
Był urodzonym dżentelmenem w stosunku do kobiet i to było jego znakiem rozpoznawczym. Zawsze stawał w ich obronie, nawet w rozmowach prowadzonych na naszych typowo męskich spotkaniach . Muszę przyznać, że pod tym względem był dla mnie niezrozumiały, ale było to nieszkodliwe dziwactwo, więc nie powodowało ono rysów na naszej przyjaźni. Często, jak wspomniałem, spotykaliśmy się w gronie tylko męskim, szczególnie na meczach, lub brydżu, przy małym piwku i były to najbardziej udane wieczory.
Jednak, nawet gdy nie było pań w naszym gronie, nie schodził ich temat z naszych ust. No cóż, nadal byliśmy kawalerami i ciągnęło nas mimo wszystko do nich, w każdym momencie naszego kawalerskiego żywota.
Dlatego, znając Tomka, byłem bardzo zaskoczony tą nagłą zmianą, jaka nastąpiła w nim niemal z dnia na dzień. Z wesołego chłopaka, niemalże wesołka zrobił się poważny i zaczął unikać naszego małego, acz wesołego grona znajomych. Próbowałem z nim rozmawiać, by wydobyć powód jego dziwnego zachowania.
Co cię tak odmieniło?- pytałem
Czy może zakochałeś się nieszczęśliwie, bez wzajemności?
On tylko zaprzeczał i wyraźnie unikał tego tematu.
Co się z tobą dzieje?- pytałem niespokojny - Może jesteś chory?
Nie -odpowiadał półgębkiem.
W końcu zaczął mnie wyraźnie unikać.
Znałem go już od dziecka, jeszcze jako malec biegałem z nim po okolicznych podwórkach. Później nastąpiły lata szkolne, w czasie których wychowywaliśmy się blisko siebie, prawie jak bracia. Następnie lata szalonej młodości i wspólnych wypadów po kraju i poza jego granice. Nawet dziewczyny miewaliśmy niewspólne co prawda , ale zaprzyjaźnione z sobą.
Tak się układało, a tu nagle taka zmiana.
Zauważyłem, że Tomek oddala się ode mnie i to mnie zaniepokoiło. Był moim sprawdzonym przyjacielem, takim, których nie miewa się na pęczki, lecz ten jeden, prawdziwy . Wiedziałem, że mogę w stu procentach na niego liczyć, a tu taki niespodziewany zwrot w naszej przyjaźni. Wiedziałem, że nie dzieje się to bez powodu i czekałem cierpliwie, aż Tomek sam zechce powiadomić mnie o przyczynie, lub choćby wrócić do dawnych zachowań, bez zbędnych tłumaczeń. Miał przecież prawo do własnych doświadczeń, z których nie musiał przed nikim się spowiadać. Tego byłem świadomy i nie miałem żalu do przyjaciela, tylko ten niepokój.
Dlaczego?
Ta niewiedza nie dawała mi spokoju.
Z powodu tego niepokoju, który nosiłem w sobie, zacząłem tracić apetyt i chęć do uprawiania stylu życia, jakie dotychczas prowadziłem. Stałem się przygnębiony, bo nie na żarty zacząłem obawiać się o naszą przyjaźń. Zbyt byłem z Tomkiem zżyty, by nie odczuć tej dziwnej zmiany w jego zachowaniu. Kalkulowałem wciąż i rozmyślałem nad przyczyną. Przypuszczałem w tych swoich rozważaniach, że może jakaś dziewczyna tak zawróciła mu w głowie, to najbardziej byłoby prawdopodobne, choć również dziwne.
Tomek nigdy nie krył się w takich sprawach przede mną i chętnie opowiadał o swoich zdobyczach i podbojach. To był powszechny temat naszych przyjacielskich rozmów, wesołych, luźnych pogawędek. Nawet sam fakt, że obecnie był z Agatą, nie zgadzał mi się z tą tezą. Coś mi tu nie pasowało i nie kleiło się zupełnie. Tomka spotykałem teraz bardzo rzadko i tylko na ulicy, jak z parkingu pędził do domu. Ze mną, przy takim przypadkowym spotkaniu zamieniał kilka zdawkowych słów i już po chwili znikał w ciemnym zaułku, za rogiem swego domu.
Pewnego pięknego poranka przy goleniu zaświtała mi pewna myśl w głowie. Zawsze przy tej czynności mam wiele pomysłów, które później okazują się najbardziej trafne. Przy goleniu w toalecie, właśnie tam olśniło mnie i zrozumiałem, że przyczyną tej zmiany jest zapewne praca, której Tomek poświęcał kolosalną część swego życia.
Już na drugi dzień okazało się to prawdą, ponieważ mój przyjaciel zadzwonił do mnie i zaproponował, abyśmy się spotkali, bo musi mi koniecznie coś opowiedzieć.
Po pracy spotkaliśmy się u mnie. Sam nie chciałem go zmuszać do odpowiedzi na moje pytania, a teraz poczułem ulgę, że w końcu przełamał się i postanowił porozmawiać ze mną.
Zjawił się niedługo po telefonie w mojej kawalerce. Usiadł dziwnie wzburzony. Widziałem jego twarz, na której malował się niespotykany u niego jeszcze tak niedawno niepokój i smutek, byłem pełen obaw, co od niego usłyszę. Jednak wszystkiego mogłem się spodziewać, ale nigdy bym nie wpadł na to co mi opowiedział.
Jak wiesz, pracuję w instytucie badawczym, gdzie zajmujemy się opracowywaniem metod walki z zanieczyszczeniem środowiska.
Tak, tyle wiedziałem, mój przyjaciel nieraz opowiadał mi o swojej pracy
Wpadłem na pewien pomysł i opracowałem projekt, na tyle interesujący, że zainteresowały się nim natychmiast elity. Do instytutu zaczęły napływać telefony, faksy, a za nimi zainteresowani panowie w czarnych garniturach. Zostałem okrzyknięty wynalazcą roku i zaczęło się zainteresowanie wokół mojej osoby.
Teraz rozumiem – wtrąciłem -dlaczego nie miałeś dla mnie czasu. Trzeba było mi od razu powiedzieć. Nie rozumiem tylko, dlaczego chodziłeś taki przybity? Gratuluję ci, szkoda, że nie wiedziałem o tym wcześniej.
Muszę przyznać, że ucieszyła mnie ta wiadomość i przyniosła ulgę. Tylko wciąż nie rozumiałem, dlaczego Tomek ma tak smutną minę.
Tak, nie powiedziałem ci, ani nikomu, było to wiadome tylko w kręgach nauki. Jeszcze nie rozeszło się do powszechnej wiadomości, bo miała to być tymczasem tajemnica naukowa. Wiesz przecież, że takie nowości nie są podawane od razu do publicznej wiadomości. Niektóre nigdy nie zostają ujawnione, może nawet większość – kontynuował Tomek.
To gratuluję ci sukcesu, dobrze, że mi o tym w końcu powiedziałeś. Wiesz przecież, że ja nie rozniosę tego, zdaję sobie sprawę, że jest to twój osobisty wybór.
Tak, wiem, że nie rozniesiesz i mam do ciebie zaufanie, dlatego w ogóle z tobą o tym rozmawiam. A co do sukcesu, to nie jest to takie piękne, jakby mogło się wydawać na pierwszy rzut oka.
Tak? - patrzałem na niego całkowicie zbity z tropu.
Niestety, nie tylko naukowcy ale też wielcy panowie zainteresowali się moim wynalazkiem, a to mimo pozoru nie okazało się dla mnie korzystne.. Zrozumiałem po tym wszystkim, co było mi dane przejść, że ludzie, a szczególnie wielcy są bardzo żądni. Nie chodzi bynajmniej w tym wypadku o namacalne dobra materialne, ale o wiedzę. Wiedza zresztą też jest poniekąd materialna.. Nigdy co prawda nie widziałem tego w takim świetle, ale teraz otworzyły mi się oczy i wiele do mnie dotarło Byłem zbyt zajęty swoim małym światkiem i chyba zbyt naiwny. Gdy wdarli się do niego ci wszyscy, cała prawda wyszła na jaw.
Patrzałem na Tomka i nic nie rozumiałem.
On jednak niezrażony moim zdziwionym wzrokiem ciągnął dalej.
Dowiedziałem się, że wielcy tego świata są tak ekspansywni, że wszystko zrobią, by dotrzeć jak najszybciej do wiedzy, do jej jądra, ośrodka , a najlepiej do jej absolutu. Znalazłem się więc w krzyżowym ogniu pytań. Przy tym wywierali na mnie taką presję, że byłem niemalże tą siłą zmuszany do natychmiastowych odpowiedzi.
Gdy natomiast zwlekałem z odpowiedzią, widzieli mnie na swój sposób i wprost dręczyli na różne możliwe sposoby gradem niewybrednych słów .
Gdy dawałem im odpowiedź, byłem na chwilę kimś , ale tylko na ten jeden ułamek, chwilowy ułamek zdziwienia , a później znów następowała konsternacja i niedowierzanie, które rosło i wybuchało następnymi podobnymi odruchami i brakiem zrozumienia. Brakowało im wspólnego mianownika, który by ich zaspokoił, pozwolił przeniknąć do głębi natury, pojąć ją i zrozumieć. Domagali się odpowiedzi, chociaż nie próbowali dokładnie precyzować pytań, bo to ja byłem wynalazcą, ja miałem więc narzucony obowiązek znać pytania i odpowiedzi, bezzwłocznie udzielić i wytłumaczyć każdy jej niuans.
Dlaczego nie chcieli, chociaż formułować dokładnych pytań?- zdziwiłem się
Tego nie wiem, ale przypuszczam, że pytania są dla nich zbyt banalne.
Mówili swoim wyszukanym językiem, a ja musiałem mieć ucho wyczulone na każdy dźwięk, bo inaczej dostałbym jakimś niewybrednym epitetem, a już byłem zbyt obolały.
To taka wieża Babel
Trochę tak, bo na wielu słowach trzeba było się zatrzymać i zastanowić, takie były emfatyczne.
Zawsze byłem badaczem, nie tylko z powodu wykonywanego zawodu, ale też poza nim, jednak jestem tylko człowiekiem i nie czuję się tym, za kogo oni chcieli mnie mieć, bo nie tędy wiedzie moja droga. Domagającym się odpowiedzi, staram się jej udzielić, na tyle ile mogę, ale trudno zaspokoić rosnące bez końca apetyty.
Odczuwałem ten ich niedosyt tak bardzo, że nie mogłem tego znieść, było to zbyt bolesne. Sam wtedy poszukiwałem, by ich zaspokoić, ale oni nie byli zadowoleni z moich odpowiedzi. Myślę, że pragnęli pochwalnych i wysublimowanych słów. Ja jednak nie potrafię mówić ich językiem. Zgadzam się, mój język jest prosty, ale nigdy nie wystroję go jak pajaca. Nic nie mam do pięknych, estetycznych słów, ale prawda jest goła.. Cieszyłoby mnie, gdybym był odbierany pozytywnie, ale dla tego celu nie sprzedam własnej, świadomej prawdy.
Zgadzam się w zupełności, że każdy ma swoje widzenie, ale gdybyśmy nie odmieniali prawdy na różne przypadki a przyjmowali, jaka jest w rzeczywistości, bylibyśmy zapewne bogatsi. Chętnie dzieliłem się swą wiedzą, jednak z pewną dozą niepokoju, gdy wymagano wciąż więcej . Ciężko było mi to znieść i dlatego odszedłem z instytutu.
Pozwolili ci odejść, bez problemu?
Tak, myślę, że oni w rzeczywistości nie potrzebowali mnie. To była tylko taka poza. Oni sami mają swoje odpowiedzi, a mnie traktowali jak inność, bo nie mówiłem ich językiem. Zresztą nie twierdzę, że wszyscy. Byli zapewne i tacy co traktowali mnie poważnie i rzeczywiście pragnęli rozmowy, ale ci najważniejsi byli zbyt niecierpliwi i ekspansywni. Po tych ich skokach nastroju mogę tak sądzić.
Byłeś ich zabawką?
Być może, bo traktowano mnie z dużą dozą niecierpliwości i pretensjonalności. Będąc pod tym pręgierzem, odczuwałem niepokój.
Przykro mi było odejść, szczególnie z powodu osób, które pracowali dłużej ze mną i zajmowali się szczerze badaniami naukowymi, bez zbędnej inwigilacji.
Myślisz, że każdy miał do ciebie inne nastawienie?
Tak przypuszczam, wprawdzie w grupie osoby na siebie nawzajem oddziaływają. Dlatego, gdy któraś rzuci czymś, natychmiast inne reagują podobnie. W tym wypadku również właśnie ta teza okazała się bardzo prawdziwa.
Chociaż każdy odbiera ten świat na swój wewnętrzny sposób, jednak grupa ma tendencje do podobnych zachowań . Każdy jest innością, lecz mamy duże skłonności do upodobnień. Są osoby o mocnym oddziaływaniu i one nakreślają kierunki. Mamy wiele takich przykładów w historii,
Są indywidua, które wyróżniają się z tłumu i ludzie w ich pobliżu mogą czuć się niewidoczni, niepotrzebni . Takie osoby mogą zostać odrzucone na margines lub same odchodzą . Mogą zamknąć się we własnym świecie, ale czy rzeczywiście są aż tak inne. To mogłoby okazać się błędnym twierdzeniem, gdyby można było wziąć taką osobę pod lupę.
Czy jak ktoś nie wzoruje się na ogóle, jest gorszy?
Myślę, że nie, bo według mnie, zbyt mocne wzorowanie się i naśladownictwo jest błędem . Później mamy całe grupy ludzi mówiącym tym samym językiem, zachowujących się w ten sam, czy bardzo podobny sposób.
Nie jest to dobry kierunek dla rozwoju, szczególnie bardzo młodych osób, natomiast może to często doprowadzić do degradacji i upadku, gdy będziemy naśladowcami błędnych idei. Jesteśmy podobni, to fakt niezaprzeczalny, ale jesteśmy też istotami myślącymi i każdy należąc do całości, jest indywidualnością. Upodobnia nas przynależność do ziemskiego istnienia i cechy podstawowe, te, które kształtują i są najważniejsze.
Mamy zatem świadomość , jest to bardzo ważna cecha, dzięki której mamy wolność wyboru . Od nas więc przede wszystkim zależy, w który kierunku pójdziemy. Wszyscy w zasadzie znamy kierunki, bo one są wyraźnie określone i dane nam do własnowolnego wyboru. Znamy również drogę do źródła prawdy, a ci, którzy podążą tą drogą, zaspokoją jakąś cząstkę swego pragnienia.
Ważne jest poczucie odpowiedzialności, również za innych ludzi, dlatego warto udzielać odpowiedzi , jednak nie pod przymusem, czy jakąkolwiek presją, bo to staje się niemożliwe.
Tomek był moim przyjacielem , lecz okazało się, że niewiele wiedziałem o nim. Mimo całej tej opowieści, która była dla mnie ateisty co najmniej dziwna, nie odsunąłem się od Tomka. Wręcz przeciwnie, nasza przyjaźń nabrała nowych rumieńców. Muszę nawet cokolwiek nieśmiało stwierdzić, że moje przekonania również, ale to całkiem już inna historia
Mój przyjaciel po tej historii, jaka go spotkała w pracy, odizolował się trochę ode mnie i całego naszego grona. Jednak pewnego pięknego wieczoru Tomek zupełnie nieoczekiwanie zjawił się u mnie.
Dobrze, że wpadłeś- ucieszyłem się na jego widok.
Ostatnio jak cię widziałem, byłeś taki przybity. Dlatego chciałem sprawdzić co u ciebie.
Dzięki, jakoś leci. Miałeś dobry pomysł, w końcu pogadamy. Wejdź – zaprosiłem go do środka.
Nareszcie mieliśmy okazję na spokojną, przyjacielską pogawędkę. Muszę stwierdzić, że brakowało mi tych naszych wspólnych rozmów. Dlatego zupełnie niepostrzeżenie przegadaliśmy całe popołudnie i zeszłoby nam jeszcze dłużej, żeby nie moja dziewczyna, ale o tym później..
Tak dobrze nam się rozmawiało, że zupełnie straciliśmy rachubę czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz