W ROZDROBNIENIU
Pierwszy otrzymał nasienie dla odbudowy.
Siał i zbierał plon, a za jego przykładem
potoczyło się koło gdy następcy podjęli zadanie
i przechodziło poprzez różne etapy czasu.
Rosło drzewo, a każda gałąź wydawała kolejne pędy,
które zależnie od wpływów rosły, lub marniały
i trwał wciąż zabieg wokół drzewa,
dzięki któremu pragnął powrócić do ogrodu.
Od pierwszego momentu łączyło ich coś wielkiego, coś, czego
wcześniej nie zaznał. Mimo że wciąż narastało i wypełniało go szczęście, jednak
to, co obudziło się w nim, gdy ona pojawiła się u jego boku, było zupełnie
nowym doświadczeniem.
I chociaż różnili się, on postawnej postury, ona filigranowa, to byli ściśle z sobą związani, tak silnie, że ich serca biły wspólnym rytmem, a uczucie, które żywił do niej, było mu bliskie jak własne serce. Wszystko, co wniosła z sobą, było mu bardzo bliskie i przenikało do głębi.
Każdy kontakt z nią wywierał na nim wrażenie, jakiego dotychczas nie zaznał, a serce rosło mu w piersi i bilo niczym wulkan, wypełniając szczęściem. Kochał wszystko, co go otaczało, ale ona była mu bardzo bliska, była drugą połową jego serca i wypełniała je całe. Wiedział, dlaczego tak jest i nie dziwiło go to wcale, po prostu kochał ją i czuł miłość całym sobą.
Dzięki temu był jeszcze bardziej szczęśliwy, a uczucie wciąż w nim narastało i grało w rytm wspólnego szczęścia, bo i ona go kochała. Kochała cały ogród, jednak to on był jej najbliżej, a jego miłość obejmowała i otulała ją ciepłem, które oddawała z nawiązką, sprawiać mu różne przyjemności.
Specjalnie dla niego wybierała
najpiękniejsze owoce i obdarowywała nimi, zachęcając, by spróbował, a on z
uśmiechem przyjmował każdy z jej drobnych dłoni i takie spotkania zbliżały ich
jeszcze bardziej do siebie. Ta idylla trwałaby bez końca, gdyby nie podstęp,
który zakradł się do ogrodu i zburzył ją bez skrupułów.
Nigdy jej nie odmawiał i wtedy, gdy podała mu owoc, również
nie odmówił, nie potrafił, chociaż wiedział, że nie powinien go przyjąć. Jednak
zachęcony jej prośbą i własną ciekawością spróbował. Gdy tylko uszczknął
niewielki kęs, zapadła ciemność, jakiej nigdy nie było w ogrodzie, stanęła mu
przed oczyma i zasnuła je gęstą zasłoną.
Zrozumiał, co zrobił i dlaczego stracił wzrok, zrozumiał, że stracił wszystko, co kochał tak bardzo, a mimo to odrzucił, zapragnąwszy jeszcze więcej. Skazał się sam, nie dowierzając dość Miłości, która panowała w ogrodzie i darzyła ich oboje szczęściem, oraz otaczała opieką. Mimo to przeciwstawił się jej i zrobił to świadomie, a teraz musiał ponieść konsekwencje.
Zrozumiał, że tym sposobem uczynił krok, którym
przekroczył bramy ogrodu, zostawiając to, co miał najpiękniejsze, na korzyść
tego, co było krańcowo odmienne i czym oboje zostali przeniknięci, po czym
zdominowani. W jednej chwili poznał całą prawdę o nowej rzeczywistości, która
ich ogarnęła. Zrozumiał, jaka jest różnica między pełnią miłości a brakiem jej,
lub jakąś jej cząstką. Poczuł, jak smakuje to, co w zamian jej wybrał i gorzki
smak tego wyboru, którego dotychczas nigdy nie zaznał, dotarł do niego z całą
świadomością.
Ogród znikł i gdy już odzyskał wzrok, ujrzał obcą ziemię, a w
dali rozpościerającą się po horyzont wodę. Oboje znaleźli się w miejscu,
którego nigdy wcześnie nie widział, lub tylko w jego oczach i sercu zmieniło
ono swój wygląd. Podobnie jak jego towarzyszka, w niej również nie odnalazł
tej, którą tak bardzo kochał. Poczuł ogromny smutek, żal i niepokój o to, co z
nimi będzie. Zdał sobie sprawę, że oboje zostali odmienieni poprzez skażenie,
które podstępnie ich opanowało i dopóki nie zmyją, nie usuną go z każdej
komórki swego organizmu, nie będą mogli wrócić do dziewiczego ogrodu.
Świat, na którym się znaleźli, był mizernym odbiciem ogrodu, niczym oglądany przez zamazaną i zaciemnioną szybę. Przeszył go zimny dreszcz i chłód tego miejsca, były to jedne z pierwszych uczuć, które odnalazł na ziemi. Poczuł ogromną tęsknotę w sercu i ból za tym, co tak pochopnie stracił, gdy świadomie dokonał wyboru, który był pierwszym i zarazem tak znamiennym w skutkach. Następnie ogarnął go głód, którego nigdy wcześniej nie zaznał.
Odczuł go tak silnie, że
zrobiło mu się słabo, poczuł go całym sobą, co okazało się niesamowitą pustką i
stratą. Był on nie tylko fizyczny, lecz ogarnął duszę, serce, umysł, całą jego
osobowość. W tym samym czasie i ona musiała poczuć głód, bo przyniosła owoce, a
on nawet nie zauważył kiedy odeszła, by je nazrywać. Dopiero gdy podała mu
jeden z nich, przypomniał sobie o niej i łzy, których nigdy wcześniej nie
doświadczył, popłynęły mu z oczu. Pokręcił tylko głową i nie przyjął owocu.
Pierwszy raz jej odmówił, lecz, mimo że był bardzo głodny, nie mógłby przełknąć
nawet kęsa. Ona, nie zważając więcej na niego, zajęła się sobą.
Już samo ich zachowanie świadczyło, jak bardzo zmalała ich
miłość, która była tak wielka, a znikła niczym zdmuchnięty płomień świecy i
został tylko żarzący się ogarek. Na jej miejsce obudziło się nieustające
pragnienie i ciągła potrzeba zaspakajania go, podobnie jak głodu, również
pragnienie dotyku, dzięki któremu mogliby nawzajem się ogrzać i poczuć na nowo
przypływ miłości.
Mimo ochłodzenia uczuć zrozumiał, że powinien kochać ją nadal oddaną miłością , ale jego miłość okazała się zupełnie różna od tej, którą odczuwał wcześniej. I chociaż dotkliwie odczuwał jej głód, nie potrafił zedrzeć zasłony, która go od niej oddaliła, bo przede wszystkim przyczyna tkwiła w nim samym i w tym co ją spowodowało. Jednak podświadomość, która w nim się rozbudziła, jako znak pomocy i nieustającej opieki, czuwającej wciąż nad nimi, podpowiadała mu, że tylko dzięki szczerej, wzajemnej miłość mogą oboje wrócić do ogrodu, a to nastąpi poprzez uwolnienie się spod dominacji tego, co zdusiło w nich prawdziwy jej płomień.
Gdy rozbudzą ją na nowo w sobie, wówczas przy jej
pomocy odzyskają to, co utracili, również w stosunku do siebie. Gdy zrozumiał
cały sens i sposób postępowania, zapragnął, by jak najszybciej to się stało,
zapragnął oczyścić każdą komórkę, każdą cząstkę organizmu, by na nowo wypełniła
je swobodna jej fala, która wpierw wezbrałaby w ich sercach, a następnie
rozrosła się na cały organizm i obmyła go w powracającym strumieniu miłości.
Uświadomił sobie, że stanie się to za pomocą rozdrobnienia, które dokona się
wraz z jej przypływem we wspólnym działaniu, gdy połączonymi siłami rozpoczną
odbudowę, by powrócić do pierwotnej struktury.
Wiedział, że może to potrwać, więc rozpoczął od przygotowania
miejsca na czas ich pobytu, które stało się zaczątkiem, glebą dla pierwszego
nasienia, które zasiał dla odbudowy i oczyszczenia. Wyrosły z niego plony, po
czym następne, a pole ich działania wciąż się poszerzało. Czas upływał w
ciągłym wyczekiwaniu, a upragniony powrót nie następował .
Rosło pokolenie, a
rozrastając się, oddalało od siebie nawzajem. Podobnie jak kiedyś oni nie
posłuchali głosu Miłości i stracili jej pełną ochronę, tak też ich następcy nie
zawsze zważali i słuchali głosu ojca, który nawoływał do wspólnoty i miłości. Poszukiwali
jej we własnym zakresie, co w rezultacie tworzyło odwrotny skutek, gdy poprzez
rozluźnienie więzów dostawali się pod przeróżne wpływy i wynikłe z tego
sytuacje. Z biegiem czasu wyrastały nowe pokolenia, zaludniając coraz większe
połacie ziemi i w coraz większym oddaleniu stawały się bardziej podatne różnym
oddziaływaniom, które niosły i tworzyły ich historię, oraz różne jej aspekty, w
tym pogłębiały ogólny rozłam, gdy następowały podziały, które dominowały w jej
tworzeniu.
Wraz z upływem czasu, narastały pragnienia, a z braku
możności pełnego ich zaspokojenia, pociągały za sobą różne następstwa. Podobnie
jak kiedyś oni opuścili ogród, a następnie rozpoczęli wędrówkę, by wrócić do
jego bram i rozsunąć zasłonę, kontynuowano ją nadal. Jednak przy narastających
potrzebach, postępowała ona w szeroko rozgałęziających się kierunkach i nie
zawsze pięły się one w tym, co przemyśliwał ojciec już na samym początku, lecz
często rozchodziły płasko, osiadały pasmami i postępowały po ziemi długimi
koleinami, zakrywając ją coraz gęstszym labiryntem wymagających spraw, które
nawarstwiając się w czasie, tworzyły korki różnej wielkości i wynikające z nich
konsekwencje.
A zasłona rozciągała się nadal, zaciemniając coraz szczelniej obraz ogrodu i oczekiwała na kogoś, kto uchyli jej rąbka. Stało się to za przyczyną Miłości, która sama przyszła na świat, by okazać swą pomoc, przypominać o sobie, że jest i wciąż kocha. Przyszła, by wesprzeć w dalszej wspinaczce na najwyższy szczyt drzewa.
Pozwól
rodzić uczucia, zamiast burzyć domy, palić mosty,
nie zaginąć w sieci zagmatwania,
zostawiać czyste ślady szczerości na stałe,
nie gubić odnalezionego w plewach pomieszania.
Pozwól
zrozumieniem napawać zmysły, jasnym,
nieoślepiającym blaskiem, nie tylko jednym,
lecz orszakom całym iść drogą rozjaśnioną
wiedzą żywej rzeczywistości,
słowem sypiącym znakami znaczącymi drogę.
Pozwól
odnaleźć, by nikt nie zapadał w rejony
napawane atakami złej bezradności,
odkryć drogę wiodącą do skarbca
przygotowanego dłonią szczodrą.
Pozwól
zrozumieć miłość doskonałą, odkryć
jej prawidłowość, poczuć naturę podarowaną
natchnieniem dla budzących zmysłów,
ponad nimi, by wyświetlić wszystkim.
Pozwól
odkryć sens jestestwa w każdym calu,
dotknąć treści ziemi i bytu, dla upewnienia
po co nam dano, żyć czystym miłości uczuciem
podarowanym z jej zdroju,
poznać zaufanie i prawdę pojąć wszystkim.
Pozwól
byśmy nie opadali jak te liście zwiędłe,
z byle podmuchem tułali po ziemi
szarpani kaprysami bezwiednych wydarzeń,
a gdy je krople zmoczą, by dla ochłody
życiodajnej były, energii dodając,
nie zeschły zdeptane w pogardzie dla siebie.
Pozwól
boso choćby iść, a otwartą twarzą,
blaskiem w oczach jasnych, drogą naszego celu prostą,
nie deptać, lecz miękkie zostawiać ślady
bytności naszych w każdym miejscu Ziemi.
Pozwól
nam na ten dzień niekończącej się jasności
i pieśni w naszych sercach pogodnych.
Zrozumieć miłość płynącą rzeką wezbraną
ze źródła samego, czerpać z niej tyle,
że nawet nie wiemy, że jest możliwe,
niewyobrażalne tak pełne.
W pragnieniach najskrytszych nie powstałe,
gdy nie sięgają do podnóżka tej wiedzy,
nawet zapragnąć nie można, nie znając.
Pozwól
byśmy nie krzyczeli z rozpaczy zranieni,
niezatartym, krwawiącym wciąż bólem
i bliznami po nim nie byli okryci,
lecz wolni uczuciem i zrozumieniem,
prawdą napojeni, słowem szczerym,
które dotrze i zaścieli miękkim atłasem,
delikatnym płaszcze otuli myśli rozbiegane
w niepewnych rozterkach.
Pozwól
by przypływ podarował te dary Ziemi,
zasadził je w każdej szczelinie, każdym punkcie,
każdej cząstce odległej, a my uwierzymy,
uczuciem otworzymy bramy dzięki miłości,
dzięki miłosierdziu dotrzemy do celu wszyscy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz