W porywach
Cóż kropla może poza nieboskłonem
do którego przytulić się pragnie i zostać na zawsze...
Cóż na brzegu porzucona pocznie...
Wyschnie od promienia,
który ją wchłonie, oślepi bezwolnie.
Czasem wiatr ją przygarnie i poniesie dalej,
a ona w drodze zamieni się w wiele kropel drobnych,
rozpryśnie w miliony, rozświeci nimi,
by już nie schnąć dłużej na brzegu samotnie.
Roztańczy barwami tęczy,
pośród światła na błękicie nieba,
popłynie obłokiem białym
i nigdy deszczem nie spadnie,
by się ponownie nie znaleźć w upale.
W zamkniętym jeziorze kropel,
jak ona samotnych,
podobnych do siebie nawzajem,
lecz zarazem innych,
gdy jedne z prawej, drugie z lewej strony
lub środek dzielą między sobą sennie,
zależnie od pory i pogody chwiejnej.
Są też bardziej zwarte, które w głębi płyną,
piasek je filtruje według własnej woli
lub te na powierzchni z burzą się zmagają,
w porywach wiatru w zawodach ścigają.
Jest wiele podobnych, a tak bardzo różnych,
w zależności od miejsca, które zajmują.
Jak te na niebie, co obłokiem płyną
i tulą do siebie, by nie spaść na ziemię,
mając tak blisko wspólną taflę jego…
Towarzystwo kropel jest zapewne miłe,
gdy w objęciach brzegów płyną wszystkie razem
i się prześcigają, walcząc z swą naturą,
lub w miejscu przystają, aż wiatr je porwie
i wyniesie dalej poza ramy brzegów i natury całej.
Płyną wciąż przed siebie,
lub się zatrzymują, jakby czekały
z tęsknotą na niego,
aż je porwie, wyniesienie ku niebu,
by się mogły tulić i zostać na stałe,
wśród obłoków białych,
połączyć w zgodzie na zawsze ze sobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz