Opowiadania

Strony

ZBIOR

 


ZBIÓR WIERSZY

Czas zatacza koło.

Z przebitych dłoni,
z nich i poprzez nie,
płynie Miłość i dar jej.
Wraz z każdą kroplą krwi,
prosto z otwartego Serca,
bez słowa sprzeciwu i skargi.

Historia idzie śladami,
niosąc własny krzyż,
a ślady krwi prowadzą,
wskazują gdzie ma iść.
Może podążyć ku Miłości,
znając drogę Serca
i własne ślady stawiać obok,
gdy swe otworzy Serce.


Dwie strony.

Nie można wykarczować drzew
zakorzenionych w pamięci.
One na zawsze w jej gruncie zostaną,
pielęgnowane myślą niezapomnianą,
gdy z każdym dniem wrastały
w jej głębokie stany,
od czasów dzieciństwa, po wiek dojrzały.
I mimo burz, mimo huraganów,
nie wyrwie ich żadna siła,
która nie przyczyniła się do ich powstania.
Los odmieniony nie zdoła pominąć,
nawet, gdy podąży na drugą stronę,
pokonawszy mur, który mimo trudu,
łatwiej przejść niż je usunąć.
I choć zostaną daleko, po tamtej stronie,
zawsze będą tkwić w miejscu niezapomnianym.

W miejscu, które utrwaliła myśl,
w materialnych ramach,
a wymiar jej ulegając zmianie,
przeniknie poprzez materie,
powstanie duchowym odbiciem,
dopełniając cały obraz, obie jego strony.
One na zawsze w sobie pozostaną,
uzupełniając się nawzajem,
łącząc jeszcze bardziej,
niż wcześniej było to możliwe.
Stworzą z dwóch połówek nierozłączną całość,
która wcześniej była częściowo uśpiona.
W rozbudzonym stanie,
mogą podróżować po obu stronach,
już bez trudu poszerzać i rozjaśniać obraz,
tworząc nową jakość spójnego widzenia
i choć po drugiej stronie, to po obu naraz.

Nie miało być łatwo i nie jest,
lecz światło rozjaśnia punkt po punkcie
i obie połowy nabierają nowego znaczenia.
Nie tylko ta, która była tak ważna dotychczas,
lecz również i ta, która się uwidoczniła.


Każda chwila.

Dziś czas zasadził sidła na mnie,
stanął, spogląda,
waha się, wychyla.
I jest tuż obok, czeka, idzie, biegnie,
w samym środku, blisko,
niemal we mnie.

I ja w nim jestem jedną, małą chwilę,
by odejść łatwiej,
nim ona przeminie.

Odchodzę, już poza nim jestem,
lecz on po chwili
dogania mnie jeszcze.

Nie daje mi odejść dzisiaj zbyt daleko
i znów otacza
swą ścisłą opieką.

Jest obok, we mnie i tak wiele znaczy,
każdą swą chwilą,
każdą parą oczu.


Litery i chwile.

Gdy poprzez palce przenikają chwile
i niewyraźnie kładą się wśród liter,
wychodzą nie te, które miały wyjść spod powieki
i wyciekają w innym formacie.
Dociskają ja i siebie nawzajem,
a gdy nijako im w tej odmianie,
stają się cienkie i małe.

Idą po grudzie, z trudem coraz większym,
i brak im energii, by iść dalej,
gdy gruda przybiera, one się zmniejszają.
Kryją się wśród ust w niezdecydowaniu,
chociaż w uśmiechu bardziej im do twarzy,
więc niech się śmieją i tym razem,
w żart zamienią, by rozweselać nawzajem, pisząc się na niej.

Zimowy dzień nie zawsze dopisuje pogodą,
i smutkiem się ściele, choć biało za oknem, przeważa nim.
A one w nim zanurzone donikąd nie dojdą, więc niech idą
choćby donikąd, lecz wesołe będą.
I mimo, że chłodny czas, na samą myśl o wiosennej zmianie,
jaśnieje ciepłem jej owiany i weselej patrzy za okna,
a im weselej, tym szybciej nadejdzie wiosna.

W jej znamionach, w coraz lepszym humorze,
łączą się, tworzą zgromadzenie
liter i chwil we własnym zbiorze, formułując go po swojemu.
Wypisują inne wyrazy niż miały być,
lecz weselsze stały się i już z uśmiechem,
docierają do podobnych chwil i miejsc,
zapisując je na pociechę, wraz z zakończeniem zimy.


Wiara.

Bóg stworzył Świat z Miłości,
w niej Jest, poprzez nią działa i naucza.
Gdy żył na ziemi, prowadził ziemską drogą,
teraz prowadzi duchową,
a Jego Słowa docierają zewsząd,
wystarczy uwierzyć w Miłość..
W jej świetle można osiągnąć więcej,
niż bez niej pojąć.


Zaufanie.

Zawsze jest jakaś droga do przebycia,
walka do stoczenia,
z którą trzeba się zmierzyć, pokonać cząstkę siebie,
dla odniesienia zwycięstwa.

Wiele jest pytań, wiele odpowiedzi,
zbyt mało jednak, gdy pozostaje choćby drobna niepewność.
Lecz pośród niej zawsze jest nadzieja i oczekiwanie,
które przechodzi w upewnienie,
wraz z zaufaniem i wiarą, że stanie się obiecane,
narodzi wiosną i porankiem.


Doświadczenie.

Zdobywane w trudzie, poprzez wieki narasta,
będąc zdobyczą i skarbem pokoleń.
Każdy może odnaleźć w nim cząstkę siebie,
idąc dawnymi śladami,
dojść jeszcze dalej, do własnych granic,
przekroczyć je, z wiarą w taką możliwość.


Wolność i upewnienie.

Nie można służyć dwóm królom dobrze..
Bóg daje wolność, nie ogranicza,
lecz wręcz odwrotnie, kruszy ramy.
W Nim źródło otwarte,
które tryska, buduje i scala,
zraszając łagodnie bez zniewalania.
Z Niego wypływa wiedza źródlana,
i tworzy byt uniwersalny,
lub w części, na ile się w niej zagłębi, otworzy na nią.
Im bardziej, tym większy i piękniejszy powstaje,
aż odrodzi się takim, jakim został stworzony.


Gniazda.

Jest tyle miejsc, ile serc na ziemi,
o różnej pojemności i rosną zgodnie z nimi,
budują się i napełniają pulsującą energią.
Jest tyle gniazd ile potrzeba,
by pomieścić je wszystkie i drzew,
a każda gałąź posiada własną historię,
pędy i liście, które na wiosnę się zielenią,
z nadzieją na piękniejsze miejsca.

I wciąż rodzą się nowe,
a gdy zadbane, łatwiej mogą dotrzeć
na sam wierzchołek, dążąc w kierunku,
który z nich wypływa,
i po nim najbardziej im po drodze.
Gdy w przeciwnym, zabłądzić mogą,
pośród miejsc nie swoich,
gdzie trudniej odnaleźć własną drogę..

Na swoim, mogą osiągnąć wszystko,
co dane mają do osiągnięcia, o wiele łatwiej,
gdy zaprzyjaźnią się z własnym miejscem,
odnajdą w nim harmonię,
osiągnąwszy zgodę w sobie na nie.
Na każdej gałęzi
osiądą bez niecierpliwości,
gdy ona właściwym gniazdem od dzieciństwa.

Akceptując, rozpoczną o nie staranie, pokochają,
a ono w zamian odwzajemni się,
obdarzając spokojem i siłą własnej akceptacji.
Rozkwitną każdą porą roku, rosnąc poprzez życie, wśród gałęzi i zieleni,
rozwiną co najpiękniejsze mają i gniazda swe wyścielą,
zaspokajając odwieczne pragnienie.
W nich doznają spokoju, łaski Bożej, budując pogodnie,
z nadzieją, że budują dobrze.

Gdy jesienią opadną liście,
ziemia je przygarnie wszystkie,
zapisze w sobie na zawsze,
w pamięci swojej i w sercach bliskich.
I odda im ostatnie miejsce, garścią przysypie,
by nie tułały się dłużej po świecie,
lecz spoczęły cicho,
w łagodnych jej objęciach, spokojnie i bezpiecznie.


Pośród siebie.

Ogród pogrążony w oczekiwaniu,
w samym środku opuszczonej ławki,
cierpliwie wyczekuje gościa,
by na niej usiadł, odpoczął chwilę,
pośród własnej, męczącej podróży.
Odpoczął wśród kwiatów,
które nadają uroku w ogrodzie,
będąc tak żywe jak mogą być kwiaty,
gdy nie powstały z materiału,
lecz z wiatru, słońca, z porannej rosy.
W ich kielichach płynie pełnia życia,
na płatkach mienią się kolory,
wymalowane słonecznym promieniem,
który maluje obrazy w ogrodzie,
każdym ruchem nadając im blasku i wyrazu.

Wraz z promieniem światła,
we wspólnym zachwycie,
zawarty jest czas i pełnia rozkwitu,
lecz też samotność, wśród różnych kwiatów,
w ciągłym rozwoju własnego spojrzenia.
W oczekiwaniu na swój własny świat,
który się rodzi w kroplach świadomości,
które spływając, zraszają dogłębnie,
dodając specyficznego smaku.
Własnym pojęciem zapisuje się,
wyrzeźbiony obraz wewnętrzny,
wymalowany przeróżnym stylem,
w odbiorze porannych chwil życia.
I w dalszym, codziennym oczekiwaniu,
na urodzaj i własne odbicie,
w czystym i żywym zwierciadle,
które zapisując, utrwala na zawsze.

Gdy wśród sobie podobnych, razem na klombie,
lecz w tak bardzo różnej i samotnej głębi,
czekają na chwilę, która ich obejmie,
otuli ciepłem, ożywi na dobre.
Czekają na błysk i światło, które rozpromieni wnętrze,
jednym pociągnięciem chwili i pędzla,
uwidaczniając rysy najważniejsze,
aż zamanifestują własną odrębność.
Czekają na szczęście, co spłynie każdą kroplą,
pośród łagodności żywych kolorów,
oplecie je i uzupełni, nakarmi światłem,
budząc ich własną, oświecającą prawdę,
bez zbędnego pudru i lakieru.
Nim dłoń przygodna zerwie je przypadkiem,
by porzucić po niedługiej chwili.
Nie po to i nie na to czekają tak bardzo,
lecz by je ogrzała swą innością, dopełniła przyjaźnią,
własną barwą i własnym widzeniem światła.

Elżbieta Zawistowska


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz